W owym pamiętnym 1657 roku nadciągnęły na ziemię opoczyńską, jak wody potopu setki żołnierzy szwedzkich. Szli niszcząc i rabując po dworach, chatach i kościołach co tylko się dało. Łzy, rozpacz, ruinę i pustkę zostawiali po sobie. Zbrukawszy się we krwi polskiego rycerstwa na błoniach inowłodzkich, ruszyli dalej. Część ich dotarła w nadpiliczne lasy. Tu zastał ich ulewny deszcz. Widząc przed sobą okazałą kaplicę (wystawioną przez oo. Franciszkanów) schronili się do niej wraz z końmi. Nie zwracając uwagi na miejsce święte zabawiali się sprośną rozmową. Bóg ukarał szwedzką swawolę. Wkrótce kaplica wraz z całą zawartością padła w głębiny ziemskie, a na jej miejscu pojawiło się jezioro barwą podobne do lazurów nieba. Tak o początkach „Niebieskich Źródeł” mówi podanie, które zamieścił Jan Piotr Dekowski w wydanych w 1935 roku „Legendach i podaniach z okolic Tomaszowa Maz.”. Niewykluczone, że w tej ludowej wersji, jak w każdej legendzie, tkwi źdźbło prawdy. Do takiego wniosku skłania nieoczekiwane znalezisko, na które natknięto się podczas oczyszczania „Niebieskich Źródeł”. Ze skarpy niedaleko wywierzyska robotnicy wydobyli fragmenty cegieł z resztkami zaprawy. Były one większych rozmiarów niż obecne i nosiły ślady bardzo długiego przebywania w ziemi. Z przekazów historycznych nie wynika, by w tym miejscu stała kiedyś jakakolwiek budowla murowana.
Pierwsze pisane wzmianki o „Niebieskich Źródłach” (nazywanych w przeszłości także Modrym Stokiem, Modrymi Wodami, Źródłem Niebieskim, Błękitną Wodą, Kolorowymi Źródłami i Błękitnymi Źródłami) pochodzą z połowy XVIII wieku. Wówczas to, jak podaje Włodzimierz Rudź w swoim przewodniku „Tomaszów Mazowiecki i okolice”, u ujścia źródeł, na miejscu istniejącego obecnie przepustu koło Ludwikowa stał młyn. Później dobudowano do niego karczmę, od nazwiska młynarza zwaną „Utratą”. Już od dawna uważano te źródła za niezwykle rzadkie i piękne zjawisko wśród monotonnego krajobrazu piaszczystych równin Mazowsza. Zaczęto je sławić pisanym słowem już w pierwszej połowie XIX wieku. W powyższym opisie został przytoczyłem opis źródeł, skreślony w 1849 roku piórem znanego hydrografa-publicysty Ludwika Wolskiego, który nazwał je „rzadkiej piękności strumieniem”. W ubiegłowiecznych przekazach pisanych można znaleźć więcej podobnych wyrazów zachwytu nad owym cudem natury, nazywanym dzisiaj „Niebieskimi Źródłami”. Przytoczmy niektóre z nich.
…Modre Wody – coś, czego całej piękności zrozumieć nie może ten, co tego własnemi nie widział oczami. Wyobraź sobie, czytelniku, spokojną, gładką nieruchomą niby z cieniutkiego szkła ulaną taflę wody, na której dnie każdy, zda się, kamyk policzyć możesz. Brzegiem jakieś jakby miniaturowe rafy, jakieś wężowe skręty dziwnych roślin podwodnych. A tam dalej na środku wiecznie kotłujące się wiry, jakieś drobne fontanny, kłęby wypychanej od spodu wody, wytryski, a wszystko to nakryte ową szklanną taflą mieniącą się o południu cudnemi, seledynowymi barwami. Aż się w głowie zawraca od tego ciągłego ruchu, od tego tajemniczego wrzenia i kotłowania.
Taki, jakże malowniczy obraz tomaszowskich źródeł zawarła Emilia Topas-Bornsztajnowa w wydanym w 1898 roku opisie ówczesnego Tomaszowa Rawskiego. Jednocześnie ubolewała ona nad brakiem zainteresowania tym fenomenem natury, pisząc: Zagranicą wyzyskanoby takie cudo, zbadano własności tej, bądź co bądź, niezwyczajnej wody, odbywanoby pielgrzymki do tak pięknego miejsca. Tutaj, kto to raz widział, ma dosyć na całe życie, a znajdziesz i takich, którzy się o to nie kuszą wcale.
Wiek XX (przed II Wojną Światową)
Wasza Wielmożność! W moim ostatnim szczegółowym referacie z marca 1907 roku miałem zaszczyt przedłożyć rezultaty poszukiwań, przeprowadzonych na Wasze polecenie w celu zbadania problemu zaopatrzenia w wodę miasta Łodzi. Badania te na tyle wyjaśniły kwestię, że obecnie stało się możliwe danie określonych wskazań co do sposobu zaopatrzenia i miejsc poboru wody. Takie przesłanie otwiera projekt zaopatrzenia Łodzi w wodę,, przedłożony ponad 90 lat temu ówczesnemu prezydentowi tego miasta – Władysławowi Pieńkowskiemu przez inżyniera Wiliama Lindleya. Projekt, noszący datę. 17 października 1909 roku, został opracowany we Frankfurcie nad Menem. Kim był jego autor i co miał wspólnego z tomaszowskimi „Niebieskimi Źródłami”? Wiliam Heerlein Lindley był angielskim inżynierem. Wraz z ojcem – również Wiliamem oraz bratem – Josephem należał do znanego i cenionego w całej Europie w II połowie XIX wieku i na początku obecnego wieku rodzinnego zespołu projektantów miejskich sieci wodociągowo-kanalizacyjnych. Ich dziełem były m.in. projekty wodociągów i kanalizacji dla Warszawy, Frankfurtu nad Menem i Baku.
W 1901 roku władze Łodzi zleciły inż. W.H. Lindleyowi opracowanie projektu wodociągów i kanalizacji dla tego miasta.
Jak się rzekło na wstępie, ogólna koncepcja została złożona w 1907 roku, natomiast w 1909 roku angielski inżynier przedstawił szczegółowy projekt zaopatrzenia Łodzi w wodę i odprowadzenia ścieków z tego miasta. Szczególną rolę w tych planach W.H. Lindley powierzył Pilicy, a także „Niebieskim Źródłom”. Zaprojektował bowiem ujęcia wody rzecznej w rejonie Sulejowa, a także w okolicach Tomaszowa Mazowieckiego. Inny wariant jego projektu zakładał czerpanie wody ze studni głębinowych, wywierconych w pobliżu Smardzewic i Lubiaszowa oraz przy „Niebieskich Źródłach”.
Projekty te zachowały się do dzisiaj w izbie tradycji Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji Okręgu Łódzkiego w Łodzi. Dzięki uprzejmości opiekuna tych pamiątek – Waldemara Bieżanowskiego, który przekazał jeden komplet oryginalnego projektu inżyniera Lindleya do zbiorów Skansenu Rzeki Pilicy, można przedstawić Czytelnikom bliższe informacje o tej koncepcji.
Opis projektu wodociągu Tomaszów – Łódź zaczyna się od stwierdzenia: Dla ujęcia wody została wyznaczona dolina rzeki Pilicy, a dokładniej ta jej część, która rozpościera się między młynem Utrata i wsią Barkowice. Najpierw proponuje się ująć „Niebieskie Źródła „, lub wody z warstw wodonośnych, zasilających te źródła… Następnie inżynier Lindley podaje, że ich wydajność wynosi około 220 litrów na sekundę i podkreśla występujące tutaj dogodne warunki, zarówno dla bezpośredniego pobierania źródlanej wody na prawym brzegu Pilicy, jak i dla poboru wody za pośrednictwem studni głębinowych – na lewym brzegu rzeki. Wyjaśnia również, że w celu zwiększenia wydajności ujęcia wody z „Niebieskich Źródeł” można będzie odpowiednio obniżać ich poziom (nawet o 30 proc.).
Według inżyniera Lindleya mogłyby tutaj pracować urządzenia wydobywcze o wydajności 285-300 litrów wody na sekundę. Projektant pisze dalej: Ponieważ ” Niebieskie Źródła” są zaopatrywane z głęboko położonych szczelin skalnych, to zarówno z technicznego jak i z geologicznego punktu widzenia, najbardziej racjonalne byłoby pobieranie wody z samych warstw zaopatrujących, właśnie przy pomocy głębokich studni.
Projekt przewidywał wykonanie odwiertów dla trzech studni o głębokości około 30 metrów i średnicy 1,3 m. Same studnie miały być wykonane z żelaznych rur o średnicy l m, zaopatrzonych w szczeliny filtracyjne. Przewidziano dwa warianty lokalizacji ujęcia „Niebieskie Źródła”. Pierwszy przewidywał wydrążenie studni bezpośrednio przy wywierzysku źródeł. Jednakże sporą niedogodnością byłaby konieczność przecięcia rurociągiem przesyłowym rzeki Pilicy i zbudowania specjalnej estakady.
– Zaopatrywaliśmy te dzielnice miasta, w których przed wojną jeszcze nie było wodociągów – wspomina T. Nowak. – Stałymi klientami wody ze źródeł byli mieszkańcy domów przy Placu Kościuszki i ulic: Polnej, Jerozolimskiej, Handlowej, czy Św. Antoniego. Mieszkało tutaj wielu Żydów. Niektórym wystarczało jedno wiadro na dzień, ale były i takie gospodynie, które w źródlanej wodzie robiły całe pranie.
Robiliśmy dobre interesy także z właścicielem restauracji „Polanka” – dodaje pan Tadeusz. Zadaniem kilkuletniego brzdąca z Brzustówki było donośne oznajmianie świeżej dostawy wody. Oprócz nawoływań: „Komu, komu źródlana woda!?” posługiwano się ręcznymi dzwonkami, z których jeden przetrwał do dzisiaj (zdjęcie na poprzedniej stronie).
W dowożeniu źródlanej wody do miasta wyspecjalizował się przed wojną Jan Goździk z Brzustówki – wielce barwna postać, pamiętana jeszcze przez starszych mieszkańców tej dzielnicy. Trudnił się on tym na podstawie koncesji, wykupionej od właścicieli „Niebieskich Źródeł”. Miał kilku pomocników z Brzustówki, a wśród ich Józefa i Pawła Nowaków. Interes stopniowo się rozkręcał: na ulicach Tomaszowa przybywało błękitnych beczkowozów ze źródlaną wodą. Bywały dni, że przy źródłach ustawiała się kolejka po wodę. Z czasem prymitywny żuraw brzustowscy woziwodowie zastąpili bardziej wydajną pompą ręczną.