„Historie odnalezione Andrzeja Kobalczyka”

„Historie odnalezione” Andrzeja Kobalczyka ukazują się w stałym cyklu w piątkowych wydaniach „Tygodnika 7 Dni” – dodatku do „Dziennika Łódzkiego” (mutacja Tomaszów Mazowiecki, Opoczno).

„Panowie pilnujcie swoich spodni – zwłaszcza na plaży”

66-perypetie-letnikowW międzywojennym Tomaszowie popularne było wynajmowanie na letni wypoczynek prywatnych kwater na obrzeżach miasta. Letnicy, pochodzący zarówno z Tomaszowa, jak i spoza niego, znajdowali tutaj ciszę i spokój na łonie przyrody. Jednak nie zawsze na letnich kwaterach doświadczali tylko miłych wrażeń. Świadczą o tym zdarzenia opisywane na łamach przedwojennych gazet.

W policyjnej kronice, zamieszczonej w „Echu Mazowieckim”  19 czerwca 1927 roku znalazła się notatka pod intrygującym tytułem: „Pilnujcie spodni na plaży”. Poinformowano w niej o okradzeniu mieszkańca Łodzi – Borucha Rotbajna, przebywającego na letnisku w pensjonacie Elbingera przy ulicy Szczęśliwej 1 w dzielnicy Gustek. Powiadomił on tomaszowską policję, że ktoś przywłaszczył sobie jego marynarkę, kapelusz i dowód osobisty.

„Powyższe upewniło p. Rotbajna, że chociaż mieszka na Szczęśliwej to wszędzie „wypadki chodzą po ludziach”, bo został w koszuli, z gołą głową i bez dowodu osobistego. Ze strony tajemniczego „gościa” należy się spodziewać, że przyczyni się do zanotowania jeszcze jednej kroniki policyjnej, bo przypuszczalnie zginą komuś spodnie i jeszcze jakaś część garderoby. Panowie ! pilnujcie swoich spodni – zwłaszcza na plaży” – napisał w nieco ironicznym komentarzu tomaszowski tygodnik.

O podobnym przypadku doniesiono rok później w tej samej gazecie. W jej wydaniu z 24 lipca 1928 roku ukazał się anons pt. „Nieproszeni goście na letnisku”. Poinformowano w nim, że niejakiej Sali Bielarskiej – letniczce z Józefowa ukradziono w nocy garderobę i inne rzeczy o łącznej wartości 798 zł. „Kradzieży dokonano przez włamanie się oknem. Złodzieje widocznie, aby ulżyć sobie ciężaru wyrzucali po drodze z tobołów garnki, filiżanki, czapki i t.p. zostawiając za sobą ślad w kierunku Nagorzyc”.

W podobny sposób okradziono na letnisku Bocian (dzisiejszy Nowy Port) rodzinę Szajewiczów, mieszkającą na co dzień przy ul. Piłsudskiego w Tomaszowie. Donosił o tym łódzki „Głos Poranny” w wydaniu z 7 lipca 1932 roku. W notatce pt. „Złodzieje na letniskach” napisano, że letnicy ci sypiali zwykle przy otwartych oknach. Skorzystali z tego amatorzy cudzej własności. Nocą zakradli się do mieszkania i je splądrowali. Łupem złodziei padły różne rzeczy. Poszkodowani obliczyli swoje straty na dwa tysiące złotych.

Dochodziło także do bardziej dramatycznych zdarzeń. Jedno z nich opisano w łódzkim dzienniku „Ilustrowana Republikia” 28 sierpnia 1930 roku. „We wsi Brzostówka pod Tomaszowem zdarzył się wypadek dość rzadki. Wieczorem dnia 25 bm na wracających z wizyty u sąsiadów, pp. Kędzierzawskich, letników – napadli nieznani osobnicy w liczbie kilkunastu i pobili dotkliwie (…) Na krzyk napadniętych przybiegli żołnierze przebywający w tych stronach na manewrach i dopiero wtedy napastnicy zbiegli”.

Na zdjęciu: Plażowanie nad Pilicą pod Tomaszowem. Okres międzywojenny. Zbiory Andrzeja Kobalczyka

W Smardzewicach zamiast sukmany – niemiecki strój

67-list-ze-smardzewicPełen sprzeczności obraz Smardzewic przedstawiono przed 113 laty na łamach wydawanej w Warszawie „Gazety Świątecznej”. W wydaniu z 24 października 1904 roku popularny tygodnik, adresowany głównie do mieszkańców wsi i małych miasteczek, zamieścił list sygnowany podpisem (być może pseudonimem): Aleksander Dzielny.

Napisał on, że w Smardzewicach były wtedy 54 gospodarstwa, a liczba mieszkańców sięgała 700 osób. Był tu urząd gminny, dwór, szynk rządowy i trzy sklepy. Zabudowa wsi ciągnęła się dwoma rzędami, z których jeden szedł z północy na południe, zaś drugi – ze wschodu na zachód.

„Wieś wygląda ładnie. Domy z drzewa, lub z białego kamienia, który się tu na miejscu kopie, wybielone wewnątrz i zewnątrz, są utrzymywane czysto. Koło domów są sady. Latem nie widać zdaleka wsi, bo cała kryje się w zieleni (…) w pobliżu wznosi się wspaniały klasztor po-franciszkański. Gospodarstwa u nas są porozdrabniane. Gdzie dawniej był jeden gospodarz, dziś ich jest dwóch, trzech, a nawet i czterech. Gospodarzą jednak nieźle, bo mając niewiele ziemi, każdy musi ją wyzyskać jak najwięcej”.

Bolączką tej wsi był jednak powiększający się brak rąk do pracy na roli. Coraz więcej mieszkańców Smardzewic szukało zatrudnienia w fabrykach Tomaszowa i pobliskiego Józefowa. Jednak pod wpływem miasta porzucali oni dotychczasowy sposób życia i tradycyjne stroje.

„To tylko źle, że zatraca się w okolicy dawny piękny ubiór, że ludzie chodzący do fabryk przebierają się jak Niemiec, że trudno odróżnić, kto swój, a kto obcy. A z ubiorem ginie często i dawna uczciwość. Niejeden, gdy się przebierze kuso, a zawiesi sobie na brzuchu zegarek, staje się głupim pankiem, co to z góry patrzy na gospodarzy, a choćby i na własnego ojca; od takich głuptaków największe jest zgorszenie” – krytykował autor listu.

Ubolewał również, że spora część młodych smardzewian nie umiała czytać i pisać. Winę za to przypisywał głównie ich rodzicom, którzy zamiast wszczepiać swoim dzieciom od małego zamiłowanie do pracy i inne dobre nawyki, uczyli je przeklinania, kłótni, pijaństwa, palenia papierosów itp. złych zachowań.

„Palenie papierosów w naszej wsi bardzo jest rozpowszechnione, dużo jest tak zwanych „machorczarzy”. Schodzą się oni wieczorami i w powietrzu przepełnionym dymem z machorki spędzają czas na próżnej gadaninie, albo, co gorzej jeszcze, na kartach. W niedzielę zaś, jak zaczną palić machorkę przed kościołem, to o pół wiorsty widać dym (…) Czas by już chyba nam wszystkim porzucić ten obrzydliwy nałóg, a za pieniądze, które wydajemy na tytuń, nabywać dobre książki i gazety” – apelował smardzewicki korespondent warszawskiej gazety.

Na zdjęciu: Klasztor i kościół w Smardzewicach. Zdjęcie sprzed I w.św. Archiwum Andrzeja Kobalczyka

Kiedyś na letnisku Gustek wypadało bywać

68-kariera-gustkaPrawie 130 lat temu prawdziwą furorę wśród amatorów letniego wypoczynku na łonie natury zaczęła robić osada Gustek, usytuowana w lesistej okolicy nad rzeką Wolbórką w pobliżu jej ujścia do Pilicy. Do powstającego tutaj letniska (rejon dzisiejszych ulic: Nadrzecznej, Szczęśliwej, Klonowej i Lipowej) zaczęli tłumnie przybywać przemysłowcy i handlowcy z pobliskiego Tomaszowa, a także z Łodzi. Wcześniej była tu osada przemysłowa z piecem hutniczym, odlewnią i kuźnią. O rozwinięciu letniskowej funkcji Gustka pomyślał jej nowy właściciel – hrabia Juliusz Ostrowski.

Nieznanych dotąd informacji o początkach letniska na Gustku dostarczyła prasowa notatka odnaleziona niedawno na łamach „Gazety Warszawskiej” w wydaniu z 16 września 1890 roku przez Jerzego Pawlika, niestrudzonego tropiciela lokalnej historii. „Piękne położenie, wśród lasów sosnowych w bliskości rzeki Pilicy, zachęcało właściciela do urządzenia tam mieszkań letnich. Myśl tę urzeczywistnił p. W. Majewski, pod którego kierownictwem wybudowano w roku bieżącym kilkanaście domków, w zupełności odpowiadających hygienicznym wymogom letnich mieszkań, i zdaniem wielu kolonia w Gustku, położona tuż przy stacyi drogi żelaznej, ma przyszłość zapewnioną” – donosiła wspomniana gazeta.

Oprócz wybudowania pensjonatów urządzono tutaj spacerowe alejki z okazałym klombem oraz zadaszoną scenę dla orkiestry. Do dyspozycji letników były łodzie wiosłowe na pobliskim stawie. Z powodu znacznego zanieczyszczenia Wolbórki ściekami przemysłowymi z tomaszowskich fabryk letnicy zażywali plażowania i kąpieli w przepływającej niedaleko Pilicy lub w stawie na rzece Czarnej w pobliskiej osadzie Wilanów. Pomimo tych niedogodności letnisko na Gustku przeżywało istne oblężenie.

„W roku bieżącym przebywało tam już przeszło stu letników, a wielu rodzinom musiano odmówić miejsca z powodu braku lokalów. W roku przyszłym ma być rozpoczęta budowa jeszcze kilku domków drewnianych, a obecnie zajęto się urządzeniem 19 mieszkań w murowanych składach dawnej huty. Osadę tę przedziela Pilica od wsi Brzostówki, sławnej swojemi „niebieskiemi źródłami”, do których spacer ścieżkami leśnemi znajduje chętnych amatorów” – pisał korespondent „Gazety Warszawskiej”.

W 1915 roku Gustek został włączony do granic administracyjnych Tomaszowa. Tutejsze letnisko funkcjonowało do lat 20. ubiegłego wieku. Do dzisiaj przetrwało po nim niewiele śladów. Są nimi mocno przebudowane dawne pensjonaty, usytuowane w obrębie wymienionych wcześniej ulic. W większości są to obiekty murowane, ale przetrwało także kilka drewnianych. Obecnie tylko wprawne oko może dostrzec tutaj świadectwa zapomnianej już kariery letniskowej Gustka.

Na zdjęciu: Letnisko Gustek na planie z początku XX wieku.
Zbiory Andrzeja Kobalczyka