Makabryczne sceny rozegrały się 81 lat temu w drewnianych ścianach dawnej poczekalni kolejowej, będącej dzisiaj architektoniczną „perełką” tomaszowskiego Skansenu Rzeki Pilicy. Ten misternie zdobiony budyneczek ustawiono w 1897 roku na przystanku kolejowym „Wolbórka”, znajdującym się nieopodal Będkowa. Został tutaj przywieziony aż z Niżnego Nowogrodu (miasto na wschód od Moskwy), gdzie pełnił rolę pawilonu wystawowego Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej na wielkiej Wszechrosyjskiej Wystawie Przemysłowo-Artystycznej. Na nowym miejscu zaczął służyć jako poczekalnia pasażerom popularnej „wiedenki”.
Nad ranem 18 kwietnia 1925 roku bezskutecznie dobijało się do niej kilkanaście osób oczekujących na pociąg. Na ich wołanie nie odpowiadał dróżnik, będący jednocześnie kasjerem. Zauważono, że drzwi do pomieszczenia kasowego były świeżo zabite od zewnątrz gwoździami. W sensacyjnym doniesieniu, zamieszczonym cztery dni później na łamach warszawskiego dziennika „Robotnik” relacjonowano: „Wezwano dozorcę, który przy pomocy siekiery utorował drogę. Po otworzeniu drzwi ujrzano straszny widok; w kasie leżał zakrwawiony trup zawiadowcy, z głową roztrzaskaną tępem narzędziem. Cios musiał być straszny, gdyż czaszka pękła, odsłaniając mózg”.
Denatem był pełniący nocną służbę na przystanku Michał Chrustowski. Obok jego zwłok znaleziono zakrwawiony młot kolejowy – narzędzie zbrodni. Poszlaki wskazywały na rabunkowe podłoże morderstwa, gdyż z kasy zniknął utarg za sprzedane bilety. By opóźnić wykrycie zbrodni ktoś przybił drzwi kasy do framugi. Policyjne śledztwo doprowadziło już w maju do ujęcia morderców kasjera z „Wolbórki”. Byli nimi: Stanisław Koper i Leon Grzybczyński z Rudy Pabianickiej. Pierwszy z nich przyznał się, że zabił kasjera z chęci zysku, ulegając namowom drugiego z podejrzanych. To L. Grzybczyński miał zadać drugi, śmiertelny cios ofierze.
Bliższe szczegóły wstrząsającej zbrodni na przystanku „Wolbórka” podała w dniu 10 listopada tegoż roku łódzka gazeta „Ilustrowana Republika” w relacji z procesu zabójców sprawców kwietniowej zbrodni. Wzbudził on ogromne zainteresowanie, zwłaszcza wśród pracowników kolei. Chociaż prokurator zażądał dla obydwóch kary śmierci, to sąd skazał każdego z nich na karę po 12 lat ciężkiego więzienia.
Warto dodać, że wkrótce po opisanym zdarzeniu zmieniono nazwę tego przystanku na „Czarnocin”. Co ciekawe, historyczna poczekalnia była również miejscem… narodzin nowego życia. Doszło do tego w latach 60-tych ub. wieku. Jedna z oczekujących na pociąg, będąca w zaawansowanej ciąży, niespodziewanie właśnie tutaj powiła swoją pociechę. Poród odebrała kasjerka dyżurująca w tejże poczekalni.