„Historie odnalezione” Andrzeja Kobalczyka ukazują się w stałym cyklu w piątkowych wydaniach „Tygodnika 7 Dni” – dodatku do „Dziennika Łódzkiego” (mutacja Tomaszów Mazowiecki, Opoczno).
Jak car w Spale pił i jak w Spale spał…
„Panie! Cysorz to był dusza człowiek, honorny był bardzo. Jak sie upił, to położył sie byle gdzie i społ… Czasym dwór sie bawił, a on pisoł i pisoł w swojem gabinecie” – to wspomnienie z pobytów władcy rosyjskiego imperium w Spale zachował jego dawny lokaj. Opisany przez niego sposób bycia wszechpotężnego cara, dalece odbiegający od oficjalnych biografii i pamiętników osób z jego świty, został przytoczony w artykule Aleksego Rżewskiego, zamieszczonym na łamach dziennika „Echo Łódzkie” w wydaniu z 30 września 1928 roku. Autor zawarł w nim swoje wrażenia z przyjazdu do Spały niedługo po zakończeniu I w.św., bowiem w 1919 roku. Co ciekawe Spała, znajdująca się wtedy pod zarządem Ministerstwa Rolnictwa i Dóbr Państwowych, hipotecznie była jeszcze… osobistą własnością cara.
W swojej relacji T. Rżewski opisał m.in. spalski pałacyk, po którym oprowadzał go były kamerdyner-lokaj carski, z pochodzenia Polak o nazwisku Głowacki. Chętnie wspominając dawne czasy ze szczególną estymą wyrażał się on o carze Aleksandrze III. „Służe 30 lat już… Oj, miołem jo ci dobrze!… 85 rubli miesięcznie, wszelkie wygody, a jak cysarstwo byli to 100 rubli za każdą razą dostołem i podarunek zygarek, pierścionek albo inne. A ile to na piwo dostało się od świty, jenerałów i wielkoksiążąt, były to czasy… czasy” – cytował T. Rżewski wspominki carskiego lokaja z zachowaniem oryginalnego, częściowo gwarowego słownictwa.
Pytał go również o to, czy w spalskiej rezydencji za czasów carskich ktoś rozmawiał z nim po polsku. Okazało się, że jedynym wyjątkiem był tutaj łowczy dworu carskiego – margrabia Zygmunt Wielopolski. „Nie wstydził się, tylko godoł po polsku przy wszystkich, chociaż za to wyśmiewali sie z niego (…) Cysorz po polsku nie umioł wcale. Cysorzowa z córkami mówili ze sobą po francusku i niemiecku. Po rusku mówiła tak jak kużdyn mimiec, śmiesznie” – wspominał były lokaj cara.
W opisanej historii wielce znamienny jest fakt, iż po 1918 roku ten były lokaj carski mógł nadal pracować w spalskiej rezydencji, przekształconej na letnią siedzibę Prezydentów R.P. Co więcej, jak wspominali inni jej pracownicy, cieszył się on tutaj specjalnymi względami; miał choćby przywilej nakręcania wszystkich zegarów pałacowych. Oprócz niego z carskich czasów pozostał w obsłudze spalskiej rezydencji Stanisław Gwieździński. Opatrzoną zdjęciem informację o sędziwym lokaju z charakterystycznymi bokobrodami, pełniącym tutaj służbę jeszcze za czasów Aleksandra III, zamieszczono w niedzielnym dodatku do „Kurjera Porannego” z 29 sierpnia 1926 roku. Znalazła się ona w fotoreportażu zatytułowanym: „Z wywczasów Prezydenta Rzeczypospolitej w Spale”.
Na zdjęciu: St. Gwieździński (pierwszy z lewej) z ochroną Prezydenta R.P. w Spale (zdjęcie z lat 20. ub. wieku). Archiwum Andrzeja Kobalczyka
Napad koło dworca i strzały na Głównej
Złą sławą w międzywojennym Tomaszowie cieszyły się okolice dworca kolejowego. Niewątpliwy wpływ na to miało jego usytuowanie w znacznym oddaleniu od miasta w słabo jeszcze wtedy zamieszkałej okolicy. W dodatku była ona pokryta dosyć gęstym lasem, dochodzącym niemal do budynku stacji. I chociaż na tomaszowskim dworcu uruchomiono posterunek policji, to jednak lepiej było nie zapuszczać się tutaj po zmroku.
Świadczyło o tym wydarzenie opisane 22 marca 1929 roku na łamach łódzkiego dziennika „Głos Poranny” pod sensacyjnym tytułem: „Zuchwały napad w Tomaszowie. 4 uzbrojeni napastnicy sterroryzowali handlarza nabiałem”. Jak wynikało z artykułu, ofiarą tej napaści stał się mieszkaniec Tomaszowa – Jan Skonieczny, handlujący nabiałem. Jeździł on do bliższych i dalszych wiosek, by kupować wyroby mleczarskie i jajka, które następnie sprzedawał do tomaszowskich sklepów spożywczych. Z tego powodu wybierając się w podróż koleją zabierał ze sobą większe sumy pieniędzy.
W dniu 19 marca tegoż roku Skonieczny, jak zwykle nocą, poszedł na tomaszowski dworzec, by pojechać pociągiem w kierunku Skarżyska. Niestety, w drodze na stację został napadnięty w pobliskim lesie przez czterech osobników. „Mężczyźni ci w pewnym momencie doskoczyli do Skoniecznego i błyskawicznie wydobywszy rewolwery, żądali od niego wydania pieniędzy pod groźbą śmierci. Sterroryzowany handlarz bez słowa protestu wydał bandytom 200 zł. Po dokonaniu rabunku bandyci (…) zbiegli, skrywszy się w ciemnościach nocnych” – relacjonowała łódzka gazeta.
Następnego dnia podała ona dokładniejszy i jeszcze bardziej dramatyczny opis zdarzenia, mającego nieoczekiwany ciąg dalszy. Okazało się, że napastnicy nie tylko obrabowali handlarza nabiałem, ale także dotkliwie go pobili. Zdołał on jednak dowlec się do dworcowego posterunku policji, by powiadomić o napadzie. Niezwłocznie zarządzono obławę i przetrząśnięto pobliski las. Powiadomiono także komendę powiatową policji w Brzezinach, która po energicznym pościgu właśnie w tym mieście już 22 marca aresztowała trzech sprawców opisanego napadu: Władysława Dzięcierskiego, Stefana Matuszewskiego i Stanisława Rybaka.
Przewieziona do więzienia w Tomaszowie cała trójka przyznała się do tego napadu. Jednocześnie dokonano rewizji w mieszkaniach rabusiów i ich rodzin. Znaleziono tu przedmioty pochodzące z rabunku, a także cały arsenał broni palnej. Jednak najbardziej sensacyjny rezultat dała rewizja przeprowadzona u Antoniego Rybaka, brata aresztowanego wcześniej bandyty S. Rybaka. Na strychu jego domu przy ul. Głównej 45 wykryto znanego i od dawna poszukiwanego przez policję bandytę Władysława Wędzika.
„Wędzik na widok policji rzucił się do ucieczki i nie chciał stanąć mimo nawoływań, wobec czego policja podczas pogoni za nim dała strzał ostrzegawczy, a gdy to nie pomogło strzelano do uciekającego, w wyniku czego Wędzik raniony został kulą karabinową w okolicy prawego płuca (…) Rannego Wędzika umieszczono w szpitalu miejskim w Tomaszowie pod dozorem policji” – donosił łódzki dziennik.
Na zdjęciu: Tomaszowski dworzec na pocztówce z lat 20. ub. wieku. Zbiory Jerzego Pawlika
Wigilia u Ignacego Mościckiego w spalskim pałacyku
Chociaż oficjalną siedzibą i miejscem zamieszkania Prezydenta R.P. – prof. Ignacego Mościckiego był Zamek Królewski w Warszawie, to jednak do wigilijnej wieczerzy wolał on zasiadać w ulubionej przez siebie Spale. Ten szczególny dzień spędzał tutaj zgodnie z ustaloną od 1926 roku tradycją. W godzinach rannych udawał się w towarzystwie swojego adiutanta i jednego ze strzelców – strażników leśnych na dłuższą przechadzkę po spalskiej kniei. Bywało, że trwała ona aż do zmierzchu. Po powrocie do spalskiego pałacyku I. Mościcki zastawał w sali jadalnej stół już przygotowany do wieczerzy.
O tym, jak ona przebiegała można się dowiedzieć z wydanej w 1937 roku biografii autorstwa dr Ludwika Stolarzewicza pt. „Włodarz Rzeczypospolitej Polskiej Ignacy Mościcki. Człowiek – uczony”. W rozdziale pt. „Wywczasy Pana Prezydenta” czytamy m.in.: „W rogu pokoju lśni wysoka choinka strojna w przeróżne ozdoby i świecidełka. Płoną na niej świeczki. Stół wigilijny przykryty śnieżno-białym obrusem, a pod nim wiązka siana.
Zjechała się cała rodzina Prezydenta. Obok Profesora i Jego Małżonki Marii syn Józef, radca poselstwa polskiego w Bernie szwajcarskim z żoną, córka i zięć pp. Bobkowscy (wiceminister komunikacji), wnuk Pana Prezydenta Józio Zwisłocki, uczeń w Rydzynie spędzający ferie Bożego Narodzenia u dziadka. Z najbliższego otoczenia Pana Prezydenta zasiadają do stołu wigilijnego: adiutant major Górzewski z żoną i córeczką, radca Zaniewski z żoną, oraz ksiądz kapelan Humpola. Dla dwojga dzieci, zasiadających do stołu wigilijnego ukryte są pod choinką upominki gwiazdkowe”.
Z dalszego opisu wigilii w spalskim pałacyku wynika, że I. Mościcki najpierw dzielił się opłatkiem z żoną i swoją rodziną, a następnie z najbliższym otoczeniem i domownikami. Tradycją tych wigilii było również wychodzenie Prezydenta R.P. do żołnierzy pełniących wartę przed spalskim pałacykiem. Włodarz Rzeczypospolitej łamał się z nimi opłatkiem i składał świąteczne życzenia. Ten gest miał symbolizować ojcowską dbałość Prezydenta R.P. o wszystkich obywateli Rzeczypospolitej.
„Znikła z salonu etykieta. Jest tylko ojciec i mąż, jest serdeczny i mający dla wszystkich ten sam uśmiech człowiek. Takiem życiem rodzinnym rozkoszuje się Prezydent także w pierwszy dzień Świat Bożego Narodzenia. W drugi dzień świąt przyjadą do Spały z życzeniami świątecznymi szefowie Kancelarii Cywilnej i Wojskowej (…) Szybko jednak mijają te świąteczne wywczasy i za kilka dni sztandar Pana Prezydenta z powrotem załopoce na maszcie Zamku Królewskiego w Warszawie” – tak kończy się opis prezydenckich Świat Bożego Narodzenia w Spale.
Na zdjęciu: Wigilia 1935 roku w Spale – I. Mościcki dzieli się opłatkiem z żołnierzem. Archiwum Andrzeja Kobalczyka