„Historie odnalezione” Andrzeja Kobalczyka ukazują się w stałym cyklu w piątkowych wydaniach „Tygodnika 7 Dni” – dodatku do „Dziennika Łódzkiego” (mutacja Tomaszów Mazowiecki, Opoczno)
Jak wojsko odbudowało most na Gaci w Spale?
W trakcie trwającej obecnie modernizacji zbiornika wodnego na Gaci w Spale znikną resztki drewnianego mostu, postawionego jeszcze za czasów carskich. Na jego miejscu powstanie grobla, na której zostanie urządzona ścieżka spacerowa. Zanim zostaną usunięte ostatnie ślady starego mostu warto przypomnieć mało znany, wojskowy epizod z jego historii. Wiąże się on z prowadzoną latem 1957 roku budową mostu drogowego na Pilicy w Tomaszowie.
To wtedy brygada wojsk inżynieryjnych z Warszawy postawiła w ramach ćwiczeń w dzielnicy Brzustówka żelazny most o eksperymentalnej konstrukcji. Niejako przy okazji tej budowy saperzy wykonali dodatkowe prace dla miasta, m.in. odbudowując drewniany most na Wolbórce w ciągu ulicy Nowowiejskiej, a także wykonując szereg prac porządkowych i upiększających na Niebieskich Źródłach. Mało kto dzisiaj wie, że saperzy ci zajęli się także odbudową drewnianego 60-metrowego mostu na zalewie rzeczki Gać w Spale. Był on tak zdezelowany, że praktycznie nie nadawał się do użytku.
Do odbudowy tego mostu przez wojsko doszło za sprawą kadry dowódczej wspomnianej brygady, kwaterującej wtedy w spalskim ośrodku FWP. Aby się za to zrewanżować dowodzący brygadą płk. Jan Szymanowski rozkazał swoim podkomendnym odbudować wspomniany most w ciągu zaledwie trzech dni. Interesującą i szerzej dotąd nieznaną relację z wykonania tego zadania zamieścił płk w st. spocz. Tadeusz Bojczewski w wydanych w 2000 roku wspomnieniach pt. „Z notatnika oficera drogowca”.
Napisał on, że prace przy moście objęły wymianę wszystkich podpór i pomostu z desek. Do dalszego użytku nadawały się praktycznie tylko niektóre belki pomostu. Nowe pale, belki i deski saperzy wykonali ze ściętych na miejscu sosen, posługując się swoimi samobieżnymi trakami. Pale podpór wbijano saperskimi kafarami. Jak podkreślił dowodzący tą odbudową T. Bojczewski (wtedy w stopniu porucznika), rozkaz został wykonany na czas i most znów połączył brzegi Gaci. Niecodziennej akcji saperów w Spale towarzyszyło wielkie zainteresowanie i sympatia ze strony wczasowiczów. Kierownik ośrodka ugościł budowniczych mostu wspólnym obiadem.
„Trwał on około dwóch godzin. Pułkownik Szymanowski wyraził zgodę na wydanie żołnierzom po jednym piwie, jednak nikt nie przewidział tego, że w co drugiej butelce po piwie będzie wódka. Finał tego był taki, że do rana zbierałem żołnierzy w celu likwidacji placu budowy i przegrupowania się do Tomaszowa” – wspominał T. Bojczewski. Jednocześnie pochwalił się, że za tę odbudowę dyrekcja naczelna FWP zrewanżowała mu się gratisowymi, dwutygodniowymi wczasami w Spale. Spędził je tutaj tego samego lata z żoną i dwuletnim synkiem. To były jego pierwsze wczasy rodzinne.
Na zdjęciu: Most na Gaci w Spale (pocztówka z lat 50. ub. wieku). Archiwum Andrzeja Kobalczyka
Kulisy poborowej afery w Tomaszowie i Ujeździe
Różnych, często zaskakujących sposobów imali się kiedyś młodzi mężczyźni, aby uniknąć obowiązkowej służby wojskowej. Czasem zagrażało to ich zdrowiu, a nawet życiu. Przekonuje o tym artykuł, zamieszczony na łamach łódzkiego dziennika „Echo” w wydaniu z 19 czerwca 1930 roku. Opatrzono go krzyczącym tytułem: „Na tropie nowej afery poborowej. Przebiegłe machinacje mieszkańców Tomaszowa. Sensacyjne zeznanie poborowego”.
W artykule poinformowano o rozlicznych machinacjach, jakich dopuścili się podczas ostatniego poboru do wojska mieszkańcy Tomaszowa i Ujazdu. Przed komisjami poborowymi stanęli tutaj poborowi z roczników 1908 i 1909. Badający ich lekarze stwierdzili ze zdziwieniem, że większa część tych młodych mężczyzn jest niezdolna do służby wojskowej z powodu wycieńczenia organizmu, rachitycznej budowy ciała, anemii, czy osłabienia serca.
W przypadku wątpliwości, czy taki stan poborowych był chroniczny, czy został wywołany specjalnie, lekarze odsyłali ich na obserwację do szpitala. W większości przypadków kończyła się ona stwierdzeniem symulacji. Tak też stało się z poborowym Joskiem Płotkiem, który w wyniku szpitalnej obserwacji został uznany za zdolnego do pełnienia służby wojskowej.
„Fakt, że podczas gdy koledzy jego zdołali się w nielegalny sposób zwolnić z wojska, zmyliwszy czujność lekarzy, on został zakwalifikowany jako zdolny do służby – nie dawał mu spokoju do tego stopnia, że pewnego dnia zgłosił się do władz wojskowych i dokonał „wsypy”. Zeznania były naprawdę rewelacyjne. Według jego twierdzenia 80 proc. zwolnionych z wojska na komisjach poborowych w Tomaszowie i Ujeździe – to symulanci, którzy w niesłychanie sprytny sposób potrafili „przygotować” się do poboru” – napisano w łódzkiej gazecie.
Niektórzy z nich na kilka dni przed poborem urządzali głodówki. Inni odbywali długie kilkudziesięciokilometrowe marsze i przez tydzień w ogóle nie spali. Jeszcze inni przez długi czas pili czarną kawę, co odbijało się ujemnie na ich sercu. Bywali i tacy, którzy zażywali przeróżnych leków i mikstur na zaburzenia żołądkowe. W konsekwencji takich zabiegów spora grupa tych symulantów naprawdę ciężko zachorowała, a jeden z nich zmarł po kilku dniach od stawienia się na komisji poborowej.
„Podobne rewelacje wywołały zrozumiałe konsekwencje. Powiadomiona o tem żandarmerja wszczęła energiczne dochodzenie, celem ustalenia, jak dalece słowa Płotka odpowiadały prawdzie. Wieść o „zdradzie”, jakiej dokonał Płotek wywołała zrozumiałe poruszenie wśród mieszkańców, a zwłaszcza wśród tegorocznych poborowych, którzy w znacznej części nie mają zbyt czystego sumienia” – nie kryła oburzenia łódzka gazeta.
Na zdjęciu: Wymarsz II dywizjonu 4 PAC z Tomaszowa na wojnę. Archiwum Andrzeja Kobalczyka
Jak w Białobrzegach z nałogami walczono?
Wieś Białobrzegi Opoczyńskie dosyć często gościła na łamach wydawanego od 1881 roku popularnego tygodnika „Gazeta Świąteczna”. Pismo, założone przez wybitnego działacza społecznego i pisarza – Konrada Prószyńskiego (ps. literacki – Kazimierz Promyk), szerzyło oświatę, kulturę, moralność i świadomość narodową wśród ludności wiejskiej. W wydaniu tej gazety z 12 października 1881 roku ukazał się list mieszkańca wsi Białobrzegi, Marcina Kaucza.
Poinformował on, że na ostatnim gminnym zebraniu (Białobrzegi były wtedy siedzibą gminy Unewel) podniesiono sprawę palenia papierosów i w ogóle tytoniu przez nieletnich. „Włościanie widząc i słysząc, że z tej przyczyny bywa wiele nieszczęść, jednogłośnie uchwalili, aby do lat 18 nikomu nie było wolno palić tytuniu i to pod karą cielesną. Młodzik za przekroczenie tego zakazu poraz pierwszy ma dostać 3 chłosty, za drugi raz dziesięć, a za trzeci i następne razy po 15 – albo też za każdą zasłużoną chłostę ojciec lub opiekun winnego zobowiązany jest zapłacić po rublu do kasy gminnej na potrzeby ogółu” – donosił korespondent „Gazety Świątecznej”.
Z podobną przyganą opisał on gorszące sceny, dziejące się na oczach mieszkańców tej wsi w dni targowe. Prowadził przez nią uczęszczany trakt z Opoczna do Tomaszowa, którym przejeżdżało mnóstwo chłopskich furmanek wiozących różne płody rolne na tomaszowski rynek. „Ten Tomaszów można nazwać żarłocznem miastem, bo co tylko tam przywieziesz, wszystko rozkupią i po dobrej cenie. Ale też za to chyba nigdzie czegoś podobnego nie spotkasz, co tu w Białobrzegach co wtorek, kiedy z Tomaszowa wracają. Oto na jednym wozie leży chłop nieprzytomny, na drugim kobieta jak nieboskie stworzenie, albo jedno i drugie razem jadą pijani i śpiewają wrzeszcząc bez pamięci. Szkapina tymczasem pędzi co sił, bo jest niemiłosiernie smagana batem” – relacjonował autor korespondencji.
Skrytykował także brutalne traktowanie koni pociągowych przez niektórych chłopów wożących drewno budulcowe z okolicznych lasów do Tomaszowa. Często biedne zwierzęta były niemiłosiernie bite przez ich właścicieli, chcących załadować maksymalną ilość drewna, by zwiększyć zysk na jednym transporcie. Najczęściej ci wozacy wracali do domów pijani. .
Na pociechę M. Kaucz podał, że u włościanina z Białobrzegów – Andrzeja Soboty zbiera się kilku młodych gospodarzy, którym miejscowy organista czytuje pożyteczne gazety i książki. „Daj Boże, aby za ich przykładem poszło więcej, i żeby wszyscy tak samo wolny czas spędzali; wtenczas to pewnie i nieszczęśliwy nałóg pijaństwa zostałby zmniejszony” –wyrażał nadzieję białobrzeski korespondent „Gazety Świątecznej”. Dodajmy, że w 1977 roku tę wieś przyłączono do Tomaszowa.
Na zdjęciu: Kościół w Białobrzegach na zdjęciu z początku XX wieku. Archiwum Andrzeja Kobalczyka