„Historie odnalezione” Andrzeja Kobalczyka ukazują się w stałym cyklu w piątkowych wydaniach „Tygodnika 7 Dni” – dodatku do „Dziennika Łódzkiego” (mutacja Tomaszów Mazowiecki, Opoczno).
Serum ze spalskiej rezydencji ocaliło tomaszowiankę
Jadowite żmije spędzały sen z powiek ochronie Prezydenta R.P. Ignacego Mościckiego, spędzającego wiele czasu w swojej spalskiej rezydencji. Narażał się on na ich śmiertelne ukąszenie podczas często tutaj urządzanych polowań, jak i w trakcie ulubionych spacerów po okolicznych lasach. Dotyczyło to również osób z najbliższego otoczenia I. Mościckiego. Mając to na względzie Zarząd Rezydencji Prezydenta R.P. w Spale zaopatrzył się w preparat neutralizujący jad żmii zygzakowatej, potocznie nazywany „serum”. Wkrótce znalazło ono praktyczne zastosowanie.
Doniosła o tym „Ilustrowana Republika” w wydaniu z 26 lipca 1932 roku. W notatce pod sensacyjnie brzmiącym tytułem: „Żmije pod Tomaszowem. Przy pomocy serum z rezydencji Prezydenta uratowano staruszkę” łódzka gazeta opisała zdarzenie, do którego doszło dwa dni wcześniej. Jak wynika z relacji, licząca 67 lat mieszkanka ulicy Majowej w Tomaszowie – Wernika Sarna wybrała się do pobliskiego lasu, by nazbierać drewna na opał. Kiedy kobieta znalazła się w pobliżu bagnistej części lasu, spod zwalonego pnia drzewa wypełzła jadowita żmija, która parokrotnie ją ukąsiła. Rozpaczliwe wołania pokąsanej usłyszeli przechodnie, których nadejście spłoszyło żmiję.
„Pokąsaną, która straciła przytomność, przewieziono do szpitala w Tomaszowie Mazowieckim. Wobec braku odpowiedniego serum stracono nadzieję uratowania nieszczęśliwej. Ze szpitala wysłano zatem do rezydencji P. Prezydenta Rzeczypospolitej w Spale, gdzie niedawno sprowadzono odpowiednie serum z Paryża. Zarządzający dobrami P. Prezydenta, kpt. Ratelewski udzielił jednej dozy serum, po zastosowaniu którego stan zdrowia staruszki znacznie się poprawił” – relacjonował z ulgą łódzki dziennik. W tym miejscu warto wyjaśnić, że w cytowanej notatce mylnie podano nazwisko zarządcy spalskiej rezydencji, którym od 1927 roku był kapitan Tadeusz Ropelewski.
Niewykluczone, że dalekie echa tego wydarzenia odzywały się w powtarzanych później pogłoskach o okolicznościach śmierci ulubionego psa prezydenta I. Mościckiego o imieniu Lord. Rzekomo miał on zdechnąć po ukąszeniu w spalskim lesie przez jadowitą żmiję. Opowiadano, że żona prezydenta – Maria, chcąc się za to zemścić, miała jakoby wyznaczyć nagrodę w wysokości 5 złotych za przyniesienie każdej zabitej żmii.
Jak jednak wynikało z relacji przekazywanych mi przez byłych pracowników przedwojennej rezydencji I. Mościckiego w Spale, jego pies zdechł po prostu ze starości. Prawdą jest tylko to, że prezydent kazał go pochować u podnóża kamiennego pomnika św. Huberta stojącego w lesie nad brzegiem Pilicy. Grób psa przykryto głazem z wyrytym napisem: „Lord 1935”.
Na zdjęciu: T.Ropelewski (siedzi pośrodku w mundurze) z mieszkańcami okolic Spały (zdjęcie z lat 30. ub. wieku). Archiwum Skansenu Rzeki Pilicy
Krwawy finał zatargu o kurs do Wolborza
Początki autobusowej komunikacji międzymiastowej w Tomaszowie sięgają lat 20. ubiegłego wieku. Wcześniej próbowano połączyć nasze miasto z Łodzią… linią tramwajową. W myśl projektu z 1912 roku miała ona przebiegać z Łodzi przez Rzgów, Tuszyn, Baby, Wolbórz do Tomaszowa z odnogą z Wolborza do Piotrkowa. Ostatecznie jednak, wobec braku funduszy, łódzki magistrat zrezygnował z dalekobieżnego tramwaju do Tomaszowa. Zastąpiły go autobusy kursujące tą trasą na podstawie koncesji udzielanych prywatnym przedsiębiorcom.
Przed wojną takimi autobusami można było jeździć z Tomaszowa nie tylko do Łodzi, ale także do Piotrkowa, a nawet Warszawy. Ten środek lokomocji cieszył się coraz większym powodzeniem wśród tomaszowian. Odjeżdżali oni z dworca autobusowego, usytuowanego u zbiegu ulic: POW i Św. Antoniego. Z czasem między autobusowymi przewoźnikami zaczęło dochodzić do coraz ostrzejszej rywalizacji o pasażerów. Świadczy o tym wydarzenie opisane w łódzkim dzienniku „Ilustrowana Republika” z 24 maja 1932 roku.
W artykule pod sensacyjnie brzmiącym tytułem: „Krwawy spór właścicieli autobusów” napisano, że we wrześniu poprzedniego roku jeden z tomaszowskich klubów sportowych przygotowywał się do wyjazdowego meczu piłki nożnej w Wolborzu. W tym celu wynajął dla swoich graczy specjalny autobus od przedsiębiorcy, utrzymującego stałą komunikację na linii Łódź-Tomaszów. Jak zaznaczono w artykule, dyrekcja tegoż przedsiębiorstwa zgodziła się na taką transakcję jedynie z tego względu, że w tym czasie nie było na postoju ani jednego autobusu kursującego z Tomaszowa w kierunku Wolborza. Rzecz jednak w tym, że miejscowość ta znajdowała się na trasie do Piotrkowa, obsługiwanej przez innego prywatnego przewoźnika.
„Na tym tle powstało nieporozumienie między właścicielem autobusu linji Tomaszów-Piotrków, Janem Czerwińskim, a prezesem spółki samochodowej Józefem Wilmańskim. I tak w dniu 13 września, gdy p. Wilmański na postoju podszedł do Czerwińskiego, chcąc wytłumaczyć mu całe zajście, ten ostatni uderzył go dwukrotnie pięścią oraz użył w stosunku do niego całego szeregu ordynarnych i obraźliwych wyrazów. Sprawę rozpatrywał wczoraj sędzia grodzki, p. Grygosiński, który po zbadaniu świadków, wydał wyrok, skazujący Czerwińskiego na grzywnę 150 zł, z zamianą na 3 tygodnie aresztu. Od wyroku tego nie przysługuje apelacja” – donosiła łódzka gazeta.
Tę historię, odnalezioną z pomocą Jerzego Pawlika – wytrawnego tropiciela śladów dawnego Tomaszowa, zapisanych na kliszy fotograficznej i łamach lokalnej prasy, warto zilustrować unikatowym zdjęciem autobusu linii Tomaszów-Łódź, należącego do tomaszowskiego przedsiębiorcy – Michała Nowaka.
Na zdjęciu: Wyjazd autobusem z Tomaszowa do Łodzi (zdjęcie z lat 30. ub. wieku). Archiwum Andrzeja Kobalczyka
Ozdoba Tomaszowa na stu palach Raymonda
Trwający od pewnego czasu gruntowny remont przelotowej arterii Tomaszowa – ulicy Warszawskiej dotarł obecnie do mostu na Wolbórce. Korzystając z nadarzającego się pretekstu warto przypomnieć długą, bo już prawie 90-letnią historię tego mostu, a także odkryć jego niektóre tajniki konstrukcyjne. O tym jak duże znaczenie – zarówno użytkowe, jak i prestiżowe, miała ta inwestycja dla Tomaszowa świadczy artykuł zamieszczony 17 lipca 1927 roku na łamach „Echa Mazowieckiego”. Opatrzono go podwójnym tytułem: „Budowa mostu żelazno-betonowego” w śródmieściu. 150-200 bezrobotnych wkrótce znajdzie zatrudnienie przy robotach niwelacyjnych”.
Na wstępie artykułu poinformowano, że przedłożony przez tomaszowski magistrat projekt budowy mostu na Wolbórce, łączącego ulicę Św. Antoniego z ulicą Warszawską, został właśnie zatwierdzony przez Ministerstwo Robót Publicznych. Władzom Tomaszowa udało się uzyskać rządową dotację na budowę mostu w wysokości 65 proc. jego ogólnego kosztu, wynoszącego 175 tys. ówczesnych złotych.
„Ponieważ most będzie podwyższony około pół metra – przeto z budową mostu łączy się niwelacja ulicy Św. Antoniego i Warszawskiej. Roboty niwelacyjne będą wykonywane równorzędnie z budową mostu. Przy robotach tych znajdzie zajęcie około 150-200 robotników (…) Nowy most będzie się składał z jezdni pośrodku, a po obu stronach będą chodniki dla pieszych. Nareszcie więc zniknie most drewniany, brzydki i wymagający ciągłych napraw. Nowy most oprócz strony praktycznej – długotrwałości, przyczyni się do upiększenia wyglądu miasta, którego będzie ozdobą” – chwaliła tomaszowska gazeta.
Roboty przy nowym moście rozpoczęto już w sierpniu 1927 roku, a po niespełna dwóch latach był on gotowy. Uroczyste oddanie do użytku i poświęcenie tak bardzo potrzebnego miastu obiektu nastąpiło 12 czerwca 1929 roku. Relacjonując to wydarzenie łódzki dziennik „Ilustrowana Republika” z uznaniem podkreślił, że podczas dokonanych wczesnej prób obciążeniowych mostu „stwierdzono minimum wychylenia 1,5 mm, przy obciążeniu 11 tonn”.
Niewątpliwy wpływ na dużą wytrzymałość i trwałość tej konstrukcji miało jej posadowienie na żelbetowych – a nie, jak pierwotnie zakładano, drewnianych palach. Zastosowano tutaj pale nowatorskiego systemu opracowanego przez renomowane Towarzystwo Fundamentowe RAYMOND inż. Edwarda Romańskiego z Warszawy. Pod tomaszowski most wbito 108 takich żelbetowych pali o długości 8 metrów każdy. Dodajmy, że firma ta uczestniczyła w budowie wielu znanych gmachów rządowych i obiektów użyteczności publicznej oraz świątyń, mostów i wiaduktów w międzywojennej Polsce, a m.in, słynnego „Prudentialu” w Warszawie.
Na zdjęciu: Budowa żelbetowego mostu na Wolbórce w Tomaszowie (zdjęcie z 1928 roku). Archiwum Andrzeja Kobalczyka