Historia

Miejska kiesa Tomaszowa okazała się zbyt chuda na projekty związane z wodociągami, ale co jakiś czas powracały one niczym bumerang. W cytowanym już informatorze J. Sosnowskiego można przeczytać, że również okupanci niemieccy podczas minionej wojny zamierzali eksploatować wody „Niebieskich Źródeł” na potrzeby Łodzi. W 1942 roku firma Chemische Werke „Askania” podjęła wiercenia tuż obok wywierzyska. Przerwano je w 1944 roku, pozostawiając na miejscu rury do odwiertów i na rurociąg.
Ostatecznie od pomysłu czerpania na skalę przemysłową wody z „Niebieskich Źródeł” odstąpiono po II wojnie światowej, kiedy okazało się, że ich wydajność jest znacznie mniejsza od tej z początku wieku. Niestety, tomaszowskie źródła nie uniknęły niebezpieczeństw płynących z apetytu Łodzi na ich wodę. W latach 1950-55 doszło do częściowej realizacji projektu inż. Lindleya. W Brzustówce zbudowano ujęcie wody czerpanej z Pilicy na zaopatrzenie Łodzi.

Aby zwiększyć jej ilość i polepszyć jakość wydrążono jednocześnie dwie studnie głębinowe (jedną z nich widać na zdjęciu powyżej), sięgające warstw wodonośnych „Niebieskich Źródeł”. Obydwa otwory wywiercono w 1951 roku na głębokość około 30 metrów. Łączna wydajność obydwu studni wyniosła l 230 m. sześć, na godz.
Nieprzerwana, kilkuletnia praca wysoko wydajnych pomp spowodowała poważne uszczuplenie bilansu wodnego źródeł oraz ich obszaru infiltracyjnego. Doszło w końcu do tragedii; w 1961 roku „Niebieskie Źródła” przestały bić! Alarm podniesiony wtedy przez naukowców i lokalnych miłośników przyrody sprawił, że Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji Okręgu Łódzkiego na pewien czas zaprzestało eksploatacji studni głębinowych koło jazu w Brzustówce. Po tym dramacie „Niebieskie Źródła” długo dochodziły do siebie. Wreszcie w lutym 1990 roku decyzją Wydziału Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej Urzędu Miasta Tomaszowa eksploatacja obydwu studni została ostatecznie przerwana. Krok ten uzasadniono bezsprzecznie negatywnym wpływem poboru wody ze studni na wypływ wody z wywierzyska „Niebieskich Źródeł”, co potwierdziła wydana wcześniej fachowa ekspertyza. Stosując się do tego tomaszowski Zakład Produkcji Wody PWiKOŁ zaniechał eksploatacji tychże studni. Od tej pory każda z nich jest włączana tylko jeden raz w tygodniu na dwie godziny w celu utrzymania sprawności urządzeń i otworów, sięgających do wód „Niebieskich Źródeł”.
Niestety, ich obecnej wydajności (szacowanej na około 801/sek.), daleko jest do tej, obliczonej przez inżyniera Lindleya. Cieszy jednak wyraźnie żywszy puls źródeł po niedawnych zabiegach oczyszczających i renowacyjnych. Pozostaje mieć nadzieję, że źródlane wody nigdy już nie będą uszczuplane.

Kres profesji woziwodów przyniosła II wojna światowa. Niemieckie władze miasta zabroniły brzustowianom zarobkowego czerpania wody ze źródeł. Opowiadano tutaj, że powodem zakazu było utonięcie w źródłach jakiegoś Żyda. Prawdopodobnie jednak wiązało się to z podjęciem przez niemiecką firmę „Ascania” przygotowań do budowy na „Niebieskich Źródłach” ujęcia wody na zaopatrzenie Łodzi.
Zaradni brzustowianie i na to znaleźli sposób. Okazało się, że krystalicznie czysta woda, taka sama, jak ta z „Niebieskich Źródeł”, bije… w studni w obejściu Jana Goździka. Jej dno znajdowało się w tej samej warstwie wodonośnej. Chociaż wydajność tego „źródła” była znacznie mniejsza, to jednak przez cały okres okupacji niemieckiej kursowały między Brzustówką i centrum miasta błękitne beczkowozy. Co więcej, z tej studni zaopatrywała się również wytwórnia wód gazowanych, prowadzona wówczas w Tomaszowie przez wspomnianą firmę „Ascania”. W wyniku objęcia po 1945 roku całego śródmieścia Tomaszowa wodociągami brzustowscy woziwodowie ze źródlaną wodą przestali być potrzebni…

Na skutek kłopotów finansowych tomaszowskiego magistratu, jak i wybuchu II wojny światowej projekty urządzenia na „Niebieskich Źródłach” publicznego parku nie zostały zrealizowane (z niewątpliwą korzyścią dla tutejszej przyrody). Na swój sposób postanowili spożytkować walory tomaszowskich źródeł również okupanci niemieccy. Zamierzali oni tutaj urządzić miejsce wypoczynku dla żołnierzy urlopowanych z frontu. Niewykluczone, że miało to związek z planami włączenia Tomaszowa do Rzeszy Niemieckiej pod nową nazwą Waldstadt. Na szczęście, do tego nie doszło, chociaż Niemcy zostawili po sobie na źródłach znaczne zniszczenia. M.in. zamienili dużą część przyległego terenu na pola uprawne i poważnie przetrzebili drzewostan, aby odsłonić przedpola budowanych umocnień obronnych na lewym brzegu Pilicy.
Poniemiecką „pamiątką” na źródłach były obskurne kafle, którymi zaczęto wykładać brzegi kanałów, a także drewniane pomosty i kładki. Stanowiły one kolejne „udogodnienie” w zaglądaniu wprost do wywierzyska i zadeptywaniu roślinności źródlanych wysp. Pomost zbudowany w okresie okupacji niemieckiej został dla odmiany, nie tak jak ten za czasów cara Mikołaja II, ulokowany na wysepce przylegającej do głównego wywierzyska. Był on połączony z brzegiem dwiema wąskimi kładkami. Wykonano je, tak samo jak kładkę prowadzącą z grobli na Wyspę Kacząt, z brzozowego drzewa.

Chociaż przejścia te wyglądały malowniczo, to jednak bardzo szkodziły dzikiej florze i faunie źródeł. Dlatego miłośnicy i opiekunowie „Niebieskich Źródeł”, a wśród nich znany tomaszowski przyrodnik – Jerzy Sosnowski, usilnie zabiegali o ich likwidację. Ta batalia została wreszcie uwieńczona powodzeniem w 1954 roku.
Społeczni opiekunowie „Niebieskich Źródeł” nie przepuścili okazji, jaką stworzyła dla nich podjęta przez oddziały techniczne Wojska Polskiego w 1957 roku budowa mostu na Pilicy w Brzustówce. Poprosili oni saperów o zabezpieczenie źródeł przed wylewami Pilicy. Żołnierze nie odmówili, o czym pisze Jan Szymanowski w wydanych w 1972 roku wspomnieniach pt. „Służyłem w wojskach drogowych”. Autor wówczas będący w stopniu pułkownika – dowodził wspomnianą budową mostu w Tomaszowie, poświęcając jej potem osobny, obszerny rozdział swojej książki. Napisał on:… przy okazji wyrównaliśmy, w ścisłym porozumieniu z kustoszem „niebieskich źródeł”, dróżki i przejścia spacerowe wokół stawu, jak również poprawiliśmy nasyp-groblę, odgradzającą staw od rzeki. Dodajmy, że saperzy, którzy kwaterowali w namiotach rozbitych tuż obok źródeł, wybudowali kamienny mur oporowy, zasłaniający wywierzysko przed powodzią.
W tamtych latach „Niebieskie Źródła” były nieporównanie tłumniej niż dzisiaj odwiedzane przez tomaszowian. Dzięki temu mógł prosperować nawet „dyżurny fotograf źródeł”. Był nim mieszkający w pobliskim Ludwikowie Manfest Hasalski. Starsi tomaszowianie zapewne pamiętają jeszcze sprzed wojny charakterystyczną postać tego ulicznego fotografa, operującego również przed kościołem św. Antoniego. Wypracował on prostą, ale skuteczną metodę zachęcania przechodniów i spacerowiczów do zafundowania sobie u niego pamiątkowej fotki. Najpierw pstrykał na niby obiektywem, oferując następnie zamówienie odbitki. W przypadku zgody robił już prawdziwe, pozowane zdjęcie, oszczędzając tym samym na kliszy fotograficznej. Do dzisiaj w domach wielu tomaszowian zachowały się liczne zdjęcia ze źródłami w tle, sygnowane na odwrocie pieczątką: „Fotograf Manfest Hasalski. Tomaszów”.

Z tamtymi źródłami kojarzy się również nietuzinkowa postać tomaszowskiego plastyka, scenografa i aktora, oddanego pedagoga i społecznika – Stanisława Wilczyńskiego. Ten dystyngowany, o ujmującym sposobie bycia, starszy pan często gościł na źródłach, uwieczniając ich urodę kredką, akwarelą i olejem. S. Wilczyński stworzył niezliczoną ilość portretów „Niebieskich Źródeł” emanujących światłem i kolorem.
W pamięci dawnych bywalców „Niebieskich Źródeł” utkwiła także inna osobliwa postać. Na to miano zasługuje Stefan Fitz, strażnik źródeł w latach 50. i 60. Mieszkał w sąsiednim Ludwikowie, a swoje obowiązki służbowe traktował wyjątkowo rzetelnie. Był prawdziwym postrachem wandali i kłusowników, próbujących dewastować rezerwat. Patrolował go o każdej porze dnia i nocy, pojawiając się znienacka i ścigając niszczycieli przyrody. Wobec tego strażnika czuli oni duży respekt, na czym bardzo zyskiwał sam rezerwat.
Dawna i nowa historia wyziera z każdego niemal zakątka „Niebieskich Źródeł”. Czy kiedykolwiek uda się ustalić nazwiska i losy kilku polskich żołnierzy, którzy 7 września 1939 roku właśnie na grobli Niebieskich Źródeł stawili, mimo odniesionych ran, bohaterski opór jednostce pancernej Wehrnachtu? Jak podał Włodzimierz Rudź w wydanej w 1980 roku monografii Tomaszowa Mazowieckiego, fakt ten mocno zirytował niemieckie go dowódcę, który polecił w odwecie spalić Brzustówkę. Podczas przeprowadzonego niedawno gruntownego oczyszczania i porządkowania rezerwatu wydobyto ze źródeł nie tylko wiele monet, od dawna wrzucanych do nich „na szczęście”, ale także szereg pamiątek z minionej wojny.
Potwierdziły się więc opowieści starszych mieszkańców Brzustówki o radzieckim pojeździe pancernym, który rankiem 18 stycznia 1945 roku ugrzązł obok wywierzyska. Stąd prowadził wymianę ognia z Niemcami, okopanymi na drugim brzegu Pilicy. Opowiadano potem, że radziecki pojazd został wyciągnięty z grzęzawiska dopiero po trzech miesiącach. Podczas renowacji odnalezione zostały łuski po pociskach używanych przez radziecką armię. Jedna z łusek – świadków historii trafiła do zbiorów tworzącego się Muzeum i skansenu Pilicy.

Przekazano do nich również inne militaria znalezione podczas tych prac na dnie źródlanych kanałów – przerdzewiałe i podziurawione hełmy oraz dobrze zachowany szkielet niemieckiego pistoletu typu parabellum .