„Historie odnalezione” Andrzeja Kobalczyka ukazują się w stałym cyklu w piątkowych wydaniach „Tygodnika 7 Dni” – dodatku do „Dziennika Łódzkiego” (mutacja Tomaszów Mazowiecki, Opoczno).
Tomaszowscy policjanci kontra żebracy
W międzywojennym Tomaszowie nie brakowało żebraków dopraszających się o datki nie tylko pod kościołami i cmentarzami, ale także w innych, uczęszczanych punktach miasta. Do tych ostatnich należały choćby miejskie targowiska. Nie zawsze do takiego sposobu pozyskiwania pieniędzy popychała tych ludzi autentyczna bieda. Bywało, że to właśnie żebranina stawała się dodatkowym źródłem zarobkowania dla niektórych, nieźle sytuowanych tomaszowian. Taki bulwersujący przypadek opisano w artykule „Głosu Tomaszowskiego” z 2 czerwca 1929 roku, pod intrygującym tytułem: „Właściciel domu… żebrakiem”.
Napisano w nim, że od dłuższego czasu tutejsza policja prowadziła energiczną walkę z żebraniną, która stała się wprost plagą Tomaszowa. Wszystkich żebraków, uprawiających taki proceder z zamiłowania do próżniaczego życia, a nie ze względu na niemożność zarobkowania pracą własnych rąk, pociągano do odpowiedzialności karnej.
„Ostatnio policjant, pełniący służbę na Placu Kościuszki, zwrócił uwagę na mężczyznę w wieku średnim, który odwiedzał wszystkie sklepy, prosząc o wsparcie. Posterunkowy poprosił żebraka do Komisarjatu, gdzie ustalono, że ów osobnik posiada własny dom przy szosie Ujazdowskiej (dzisiejsza ulica Ujezdzka – dop. A.K.), który daje dochody, mogące zaspokoić niezbędne wydatki właściciela. Jak się okazało, żebrak ten „pracował w swym fachu” od dłuższego już czasu. Pociągnięto go do odpowiedzialności karnej za powyższe przewinienie” – donosiła tomaszowska gazeta.
Po miesiącu, a dokładniej w wydaniu z 2 lipca tegoż roku, powrócono na jej łamach do sprawy rozplenionego w mieście żebractwa. Tym razem „Głos Tomaszowski” informował, że miasto nad Wolbórką upodobali sobie także amatorzy łatwego chleba z innych części kraju. Napisano o tym w artykule pt. „Wizyta” żebraka z Zawiercia”.
„Tomaszów ostatnio odwiedzają wielkie rzesze żebraków-włóczęgów nie tylko z miast pobliskich, ale nieraz bardzo odległych. Policja przedsięwzięła kroki bardzo stanowcze i każdego „gościa” umieszcza w areszcie, poczem przesyła do stałego jego miejsca zamieszkania. Ostatnio „trójka” ze Zgierza pociągniętą została do odpowiedzialności za włóczęgostwo, opilstwo i zakłócanie spokoju publicznego. Onegdaj (tj. przedwczoraj – dop. A.K.) aresztowano Sikorskiego Wacława, mieszkańca Zawiercia, zawodowego żebraka”.
Trudno orzec, na ile prowadzona niespełna 90 lat temu akcja tomaszowskiej policji przeciwko pladze żebractwa była skuteczna. Zapewne wpłynęła ona na okresowe ograniczenie tego zjawiska. Jednak po chwilowej nieobecności żebracy powrócili na ulice Tomaszowa i byli tu obecni jeszcze przez wiele lat.
Na zdjęciu: Przemarsz tomaszowskich policjantów. Okres międzywojenny. Zbiory Jerzego Pawlika
Śmierć za kradzież drewna w lesie hrabiego
Aż do końca lat 30. ubiegłego wieku peryferyjna część Tomaszowa, położona między Brzustówką, Nowym Portem oraz obecną ulicą Mazowiecką była porośnięta sosnowym lasem. Należał on do hrabiowskiej rodziny Ostrowskich. To w tym lesie przed 87 laty doszło do tragedii, która odbiła się szerokim echem nie tylko w Tomaszowie. Doniósł o niej łódzki dziennik „Ilustrowana Republika” w wydaniu z 21 września 1932 roku.
„Wczoraj o godz. 6 rano miał miejsce w lasach hr. Ostrowskiego, położonych w okolicy wsi Brzustówka, straszny wypadek, którego ofiarą padł 26-letni Stanisław Janowski, zam. przy ul. Karpaty 79 (dzisiejsza ulica Mireckiego – dop. A.K.). Janowski, jak sądzić można z jego ubrania, bardzo biedny, przyszedł do lasu celem narąbania drzewa opałowego. Gajowy Józef Sojta, będąc w obchodzie, spostrzegł go zajętego wyrębem. Janowski na widok gajowego chwycił w pośpiechu swoje rzeczy (worek, siekierę i linkę) i począł uciekać. Za zbiegiem puścił się w pogoń pies gajowego, duży buldog, szczuty przez swego pana. Młodzieniec widząc, że grozi mu niebezpieczeństwo, zranił siekierą psa poważnie w okolice skroni. W tej samej chwili padł strzał z dubeltówki Sojty, który zrobił użytek z broni bynajmniej nie dla postrachu. Janowski, śmiertelnie ranny, osunął się na ziemię, tracąc przytomność” – relacjonowała łódzka gazeta.
Poinformowała dalej, że gajowy Sojta w ogóle nie zainteresował się stanem postrzelonego przez siebie człowieka. Najpierw udał się do swoich przełożonych, by poinformować ich o tym wypadku. W rezultacie tomaszowska policja dowiedziała się o nim dopiero po czterech godzinach. Niestety, przybyli na miejsce śledczy zastali Janowskiego już w stanie agonii. Wskutek upływu krwi zmarł on w drodze do szpitala. Sprawcę tej tragedii aresztowano.
W styczniu następnego roku sąd okręgowy w Piotrkowie skazał Józefa Sojtę na trzy lata więzienia. Odwołał się on od wyroku do sądu apelacyjnego w Warszawie. Na jego wokandę sprawa hrabiowskiego gajowego trafiła 7 kwietnia 1933 roku. Następnego dnia „Ilustrowana Republika” poinformowała, że warszawski sąd zatwierdził w całej rozciągłości wyrok sądu pierwszej instancji.
Na marginesie tej sprawy warto powiedzieć, że las koło Brzustówki przetrwał do początku II wojny światowej. Podczas bardzo ciężkiej zimy na przełomie 1939 i 1940 roku pozbawieni opału ubożsi mieszkańcy Tomaszowa zaczęli tutaj masowo wyrąbywać drzewa. Ten proceder, początkowo karany aresztami, niemieckie władze okupacyjne w końcu zalegalizowały. Pozostałości dawnego lasu hrabiów Ostrowskich przetrwały do dzisiaj na terenie przystani nad Pilicą oraz przy wjeździe do dzielnicy Nowy Port.
Na zdjęciu: Las koło Brzustówki na zdjęciu z 1930 roku. Zbiory Archiwum Państwowego w Tomaszowie
Czym chwalił się Tomaszów na wielkiej wystawie przed stu laty?
Dużym wydarzeniem dla mieszkańców Tomaszowa i okolic stała się niezwykła eskpozycja, która zawitała do tego miasta w 1912 roku. Była nią Wystawa Ruchoma Prób i Wzorów Przemysłu, urządzona w Warszawie i wędrująca już od dwóch lat po całym kraju.
Wystawa, trwająca w Tomaszowie od 25 maja do 4 czerwca tegoż roku, stała się także okazją do zaprezentowania wyrobów miejscowego przemysłu oraz obrazów z prywatnych zbiorów. Jak napisano w „Kronice Piotrkowskiej” z 8 czerwca 1912 roku, ekspozycje te urządzono w nowo wybudowanej fabryce sukna Michała Zylbera. Udostępnił on na ten cel trzy obszerne sale w nowym budynku fabrycznym przy ulicy Krzyżowej.
„Nie wszyscy fabrykanci poczuwali się do społecznego obowiązku ujawnienia wytwórczości własnych zakładów, jednak imponowało to, co oglądali zwiedzający, których uwagę zwracał kiosk fabryki pluszu Salomonowicz – Bornstein i Sp. Dalej kiosk T-wa Akc. H. Landsberg: jedwab sztuczny w motkach, haftach i materiałach wzorzystych (…) Kiosk z wyrobami z wełny czesankowej D. Bornsteina. Dywany, pasy, chodniki firmy Szepsa w Starzycach. Meble z fabryki inżyniera Blaya solidne i wykwintne. Doskonałe wyroby pończosznicze p. Leokadii Lengowej. Wytworne obuwie firmy Altenbergier” – donosiła tydzień później ta sama gazeta.
Z wysokim uznaniem wyrażała się ona również o pokazanych na tomaszowskiej wystawie pracach podopiecznych tutejszej ochronki dla dzieci oraz członkiń Koła Ziemianek ze Świńska. Chwaliła także „do perfekcji doprowadzone wyroby dentystyczne dentystów p. Rotenberga i p. Śmigielskiego” oraz szafki higieniczne na odzież dla robotników z firmy „Gruszczyński i Hartman”.
Obrazy mistrzów z kolekcji hrabiego
Zdaniem piotrkowskiej gazety na szczególną pochwałę zasługiwała wystawa obrazów, z których większość oznaczała się wysoką wartością artystyczną. Znalazło się na niej ponad 200 płócien, należących do prywatnych właścicieli z Tomaszowa i jego okolic. Ponad połowa z nich pochodziła z prywatnych zbiorów znanego konesera i kolekcjonera malarstwa – Juliusza hrabiego Ostrowskiego.
„Z nazwisk malarzy, skupiających baczniejszą uwagę zwiedzających, dadzą się podkreślić następujące: Lucas van Leyden, Rubio, Carlo Maratta, Bacciareli, Zimler, Gerson, H. Pillati, Zalewski, Podkowiński, Chełmoński, Szyndler, Pawliszak, Malczewski, Fałat, W.J. Kossak, Żmurko, J. Moniuszko, Kostrzewski, Żelisławski, J. Jungblut, Fuchs, Reichert, Hoppenrath i Ch. Grassier. Reszty dopełniają wspaniałe obrazy szkoły włoskiej (weneckiej, lombardzkiej), flamandzkiej, pyszne kolorowe sztychy angielskie i akwaforty Robczaka i Jabłońskiego” – wymieniano w prasowej korespondencji.
Nie omieszkano też podkreślić, że w ciągu dziewięciu dni przez sale fabryki, czasowo zamienionej na wystawową galerię, przewinęło się aż 12 tysięcy zwiedzających! Wśród nich były dzieci z Tomaszowa, przystępujące do pierwszej komunii świętej oraz parafialne wycieczki z Chorzęcina i Wolborza. Dodatkową atrakcją dla zwiedzających były wieczorne seanse kinematografu oraz koncerty orkiestry tomaszowskiej straży pożarnej. Po udanej prezentacji w Tomaszowie ruchoma wystawa powędrowała do Opoczna.
Na zdjęciu: Panorama fabrycznego Tomaszowa od strony Wolbórki. Zdjęcie z początku XX wieku. Archiwum Andrzeja Kobalczyka