„Historie odnalezione Andrzeja Kobalczyka”

„Historie odnalezione” Andrzeja Kobalczyka ukazują się w stałym cyklu w piątkowych wydaniach „Tygodnika 7 Dni” – dodatku do „Dziennika Łódzkiego” (mutacja Tomaszów Mazowiecki, Opoczno).

Perypetie z tomaszowskim pomnikiem Marszałka

Na zdjęciu: Niezrealizowane projekty pomnika w parku im. J. Rodego. Zbiory Archiwum w Tomaszowie Maz.„Śmierć Marszałka Piłsudskiego wywołała wielki żal i przygnębienie wśród społeczeństwa tomaszowskiego. Ból ten wzmógł się w dniu składania Zwłok Wielkiego Wodza na miejsce wiecznego spoczynku w Krakowie. Wszyscy wylegli na miasto, by móc przed głośnikami radiowemi, ustawionemi przez niektóre sklepy, przysłuchiwać się uroczystościom pogrzebowym”.

W takiej atmosferze przebiegał w Tomaszowie dzień 18 maja 1935 roku, w którym odbywała się ceremonia pochowania na Wawelu zwłok zmarłego sześć dni wcześniej Marszałka Polski – Józefa Piłsudskiego. W relacji tomaszowskiego korespondenta, zamieszczonej 20 maja tegoż roku na łamach łódzkiej gazety „Ilustrowana Republika”, podano również, że w dniu pogrzebu Marszałka odprawiono nabożeństwo w kościele pw. św. Antoniego z udziałem uczniów wszystkich miejscowych szkół.

Z kolei w nabożeństwie, odprawionym tego dnia w kościółku przy ul. Spalskiej, tłumnie uczestniczyli robotnicy pobliskiej fabryki sztucznego jedwabiu. Dyrekcja udzieliła im na ten czas płatnego zwolnienia z pracy. Podobnie postąpili właściciele innych fabryk tomaszowskich.

Cytowaną relację łódzkiego dziennika zakończyła informacja o podjętej w Tomaszowie, w związku ze śmiercią J. Piłsudskiego, inicjatywie budowy jego pomnika. Zetknęła się ona jednak z wieloma przeciwnościami.

Pozostały tylko niezrealizowane projekty…
Jak ustalił zapalony poszukiwacz i badacz nieznanych faktów z dziejów Tomaszowa – Marian Fronczkowski, już w marcu 1933 roku miejscowe Koło Związku Oficerów Rezerwy WP wystąpiło do innych organizacji społecznych i władz miasta z inicjatywą budowy w Tomaszowie pomnika poświęconego żołnierzom poległym w walce o niepodległość Polski. Pierwsze zebranie organizacyjne, na którym powołano komitet budowy tego pomnika odbyło się 29 marca 1933 roku. Przewodniczącym komitetu został mecenas Mieczysław Grygosiński. Rozpoczęto zbieranie funduszy na budowę pomnika.

Ustalono, że stanie on w parku im. Dr. Jana Rodego i zlecono wykonanie projektu łódzkiej artystce-rzeźbiarce Marii Gorełównej. Wykonała ona dwie wersje projektu (reprodukcje obok), otrzymując za to stosowne wynagrodzenie Jednak z powodu braku dalszych środków finansowych i zainteresowania władz miasta działalność wspomnianego komitetu ustała.

O pomyśle budowy tego pomnika przypomniano sobie po śmierci Józefa Piłsudskiego. Odnaleziono projekty sprzed dwóch lat z myślą o wykorzystaniu jednego z nich dla godnego upamiętnienia zmarłego Marszałka. Wysunięto także koncepcję budowy jego pomnika według zupełnie nowego projektu, która ostatecznie przeważyła. Niestety, również tego pomysłu z przyczyn finansowych nie zrealizowano.

 

Tłumy na pogrzebie z dwoma karawanami

Na zdjęciu: Kondukt pogrzebowy w przedwojennym Tomaszowie. Zbiory Andrzeja Kobalczyka„Kondukt pogrzebowy wyruszył ze szpitala miejskiego. Przygnębiające wrażenie wywarły dwa postępujące karawany, zasypane kwiatami i wieńcami. Kilkutysięczny tłum odprowadził ofiary nieszczęśliwego wypadku na miejsce wiecznego spoczynku. Młodzież szkolna, biorąca udział w uroczystości pogrzebowej, na znak żałoby miała oznaki szkolne okryte krepą”.

Tak zaczynała się relacja z niecodziennego pogrzebu, który odbył się w Tomaszowie 13 maja 1935 roku, zamieszczona następnego dnia na łamach łódzkiego dziennika „Ilustrowana Republika”. Napisano w niej, że w ten wielce poruszający sposób tomaszowianie żegnali dwie siostry Purzyckie: 11-letnią Krystynę i 15-letnią Stefanię, które trzy dni wcześniej uległy śmiertelnemu zatruciu gazem.

Doszło do niego w jednym z domów przy ulicy Marszałka Piłsudskiego. Gaz używany w nim do oświetlania mieszkań spowodował zatrucie sześciu osób. Oprócz wymienionych wcześniej dziewczynek doznali go ich rodzice oraz dwoje dorosłych sublokatorów. Wezwany na miejsce lekarz pogotowia stwierdził zgon dwóch sióstr. Pozostałe osoby, będące w bardzo ciężkim stanie, przewieziono do szpitala miejskiego przy ulicy św. Antoniego.

Właśnie stąd wyruszył tłumny kondukt w kierunku cmentarza katolickiego przy ówczesnej ulicy Łzawej (dziś – ulica Smutna). Za karawanami szła najbliższa rodzina dziewczynek, natomiast brakowało ich rodziców, o których życie nadal walczono w tomaszowskim szpitalu.

Makabryczne wydarzenie na cmentarzu
Nieoczekiwanie tragedia, która wstrząsnęła całym miastem, miała nazajutrz po opisanym pogrzebie dosyć makabryczny epilog. Doniesiono o tym we wspomnianej gazecie łódzkiej z 15 maja tegoż roku w artykule pod sensacyjnym tytułem: „Niesamowite zajście na cmentarzu w Tomaszowie. Czy halucynacja? – Robotnicy rozkopali grób jednej z zatrutych dziewczynek”.

Napisano w nim, że sprawczynią tego wydarzenia była kobieta odwiedzająca cmentarz. Przechodząc obok grobów pochowanych poprzedniego dnia sióstr odniosła wrażenie, że z jednego z nich dochodzą jęki. Miały się one wydobywać z grobu Krystyny Purzyckiej. Przerażona niewiasta pobiegła do mieszkania grabarza, by powiadomić go o tych odgłosach.

„Grabarz udał się niezwłocznie do miasta, gdzie zawiadomił o wszystkiem policję i ubezpieczalnię społeczną. Tymczasem cmentarz stał się terenem niezwykłego zajścia. Oto przechodzący tamtędy robotnicy fabryczni, dowiedziawszy się o co chodzi, poczęli, nie czekając na przybycie władz, sami rozkopywać grób. Wkrótce przybyła policja. Zjawiła się akurat w momencie, gdy robotnicy dokopali się do trumny pochowanej dziewczyny. Policja niezwłocznie zakazała dalszego rozkopywania grobu. Przy otwartym grobie ustawiono na razie posterunek policyjny”.

Ostatecznie uznano, że kobieta, która słyszała dochodzące z grobu jęki, najprawdopodobniej doznała halucynacji. Rozkopany grób został ponownie zasypany.

 

Urzędowe dokumenty zakopane koło łaźni

Na zdjęciu: Dawny wygląd holu na paterze magistratu w Tomaszowie. „Echo Mazowieckie” z 20.08.1927 r.Miejscem zagadkowych scen było przed 92 laty roku otoczenie miejskiego zakładu kąpielowego w Tomaszowie. Na terenie łaźni, usytuowanej u zbiegu ulic: Wesołej i Miłej (przy zakręcie dzisiejszej ulicy Konstytucji 3 Maja), przez kilka dni zakopywano ukradkiem pakunki przywożone z tutejszego magistratu. Po trzech latach wyszło na jaw, że były to dokumenty, stanowiące niezbite dowody w sprawie dokonanych w nim poważnych malwersacji.

Jak napisano na łamach łódzkiego dziennika „Ilustrowana Republika” z 10 grudnia 1931 roku, trzy lata wcześniej do tomaszowskiego magistratu wpłynął anonim informujący o sprzeniewierzeniu kwoty 16 tys. zł. przez ówczesnego kierownika wydziału podatkowego – Wincentego Duchowskiego. Miał on sobie ją przywłaszczyć z podatków pobieranych od ładunków.

Sprawa znalazła finał 8 grudnia 1931 roku podczas wyjazdowego posiedzenia piotrkowskiego sądu okręgowego na sesji wyjazdowej w Tomaszowie. Prezydent miasta – Wacław Smulski zeznał, że po objęciu swego stanowiska w 1928 roku usłyszał o zakopaniu dokumentów na terenie łaźni. Z kolei wiceprezydent Alfred Weggi oświadczył, że w tymże roku był obecny przy odkopywaniu dokumentów, które leżały w ziemi przeszło pół roku.

„Po przemówieniu prokuratora Mościckiego zabrał głos oskarżony, który wywodził, że nie stwierdzono żadnych nadużyć i że cały akt oskarżenia zbudowany jest na przypuszczeniach. Sąd skazał jednakże Duchowskiego na 6 miesięcy więzienia, na zasadzie zaś amnestji kara uległa redukcji do 3 miesięcy. Zasądzono również od oskarżonego na rzecz magistratu tytułem zwrotu przywłaszczonych pieniędzy kwotę 1800 złotych” – relacjonowała gazeta.

Afera magistrackiego buchaltera
Szerokim echem w Tomaszowie odbiła się także magistracka afera, ujawniona w 1934 roku. Był to efekt wprowadzenia w lipcu poprzedniego roku zarządu komisarycznego miasta przez wojewodę łódzkiego. Obejmujący to stanowisko Eustachy Rychlicki niezwłocznie powołał specjalną komisję do skontrolowania miejskich finansów.

W wydaniu „Ilustrowanej Republiki” z 8 września 1934 roku podano, że na celowniku komisji znalazł się m.in. były buchalter (główny księgowy) i kierownik wydziału skarbowego magistratu – Arkadiusz Dobrowolski. Zarzucono mu przywłaszczenie kwoty 2.400 zł, podjętej przezeń w 1931 roku w Komunalnej Kasie Oszczędności czekiem dla magistratu. Jak się okazało, wspomniana suma wcale nie wpłynęła do kasy miejskiej.

Sprawa ta znalazła się najpierw na wokandzie Sądu Okręgowego w Piotrkowie podczas wyjazdowego posiedzenia w Tomaszowie 6 września tegoż roku. Oskarżony tłumaczył się, że podjętą z KKO kwotę 2.400 zł. wręczył byłemu prezydentowi Tomaszowa – Wacławowi Smulskiemu, co się nie potwierdziło.

Rozprawę kontynuowano przed piotrkowskim sądem okręgowym w dniu 15 września, który skazał A. Dobrowolskiego na 1 rok więzienia oraz zwrot zdefraudowanych pieniędzy. Dodajmy, że wcześniej został on skazany na 7 miesięcy więzienia za przywłaszczenie 635 zł., przeznaczonych dla Związku Miast Polskich.

 

Zdesperowani bezrobotni pod autem inżyniera

Na zdjęciu: Budowa wytwórni dwusiarczku węgla w TFSJ. Zdjęcie z 1934 roku. Zbiory Józefa Gołębiewskiego„Wczoraj we wczesnych godzinach rannych ul. Nowowiejska była terenem niesamowitego zajścia, które wywarło w mieście przygnębiające wrażenie. Mianowicie pod auto inżyniera Tomaszowskiej Fabryki Sztucznego Jedwabiu p. Kwaśniewskiego, zdążające w kierunku Wilanowa, rzucili się w celu samobójczym dwaj mężczyźni, jak się później okazało – bezrobotni”.

W takim sensacyjnym tonie zaczynał się artykuł, zamieszczony 1 września 1934 roku na czołowym miejscu łódzkiej gazety „Ilustrowana Republika”. Napisano w nim dalej, że obydwaj desperaci od wielu miesięcy bezskutecznie poszukiwali pracy i byli pozbawieni wszelkich środków do życia. Wielokrotnie starali się o pracę w Tomaszowskiej Fabryce Sztucznego Jedwabiu. Liczyli na przyjęcie ich na trwającą wtedy w TFSJ budowę wytwórni dwusiarczku siarczku węgla. Kierował nią wspomniany wcześniej inż. Stanisław Kwaśniewski.

Właśnie u niego wspomniani bezrobotni zabiegali o zatrudnienie. Spotykali się jednak z odmową uzasadnianą tym, że fabryka ma już dostateczną ilość pracowników. Kiedy dowiedzieli się, że mimo to TFSJ zatrudniła kilkunastu nowych robotników, wznowili swoje starania. Codziennie czekali bezskutecznie po kilka godzin przed fabryką na przyjazd inż. S. Kwaśniewskiego. Wreszcie zdecydowali się na desperacki krok. Postanowili ponieść śmierć pod kołami auta inżyniera na jego oczach, winiąc go za swoje niepowodzenia.

„Wiedząc, że inż. Kwaśniewski jeździ zwykle do biura ul. Nowowiejską, oczekiwali go na drodze przy moście. Gdy samochód zjeżdżał z góry z dość znaczną szybkością, wybiegli nagle na środek drogi i w odległości zaledwie kilku metrów od pojazdu, rzucili się na ziemię. Tylko dzięki nadzwyczajnej przytomności umysłu szofera, uniknięto tragicznego wypadku. Szofer bowiem zdołał zahamować maszynę i skręcił raptownie w bok. Inżynier Kwaśniewski nawiązał rozmowę z nieszczęśliwymi bezrobotnymi i polecił im zgłosić się do biura” – relacjonowała gazeta.

Domy dla robotników i koszary dla wojska
Opisane zdarzenie jest wymowną ilustracją katastrofalnego wręcz bezrobocia, panującego w Tomaszowie na początku lat 30. ubiegłego wieku. Przyczynił się do tego długotrwały kryzys ekonomiczny, skutkujący znacznym ograniczeniem produkcji przemysłowej. Do tworzenia nowych miejsc pracy zmierzał plan opracowany w 1933 roku przez nowo mianowanego komisarza rządowego miasta – Eustachego Rychlickiego.

Jak napisano w „Ilustrowanej Republice” z 27 października tegoż roku, w planie tym znalazła się m.in. budowa robotniczych domów w rejonie ulicy Kolejowej (dziś ul. ks. Popiełuszki). „W związku z tem powstanie konieczność splantowania terenu, zbudowania nowych ulic, placów i zieleńców, przy których to robotach znalazła by pracę większa ilość robotników” – podkreślała gazeta.

Szansą na zmniejszenie bezrobocia w Tomaszowie miało być także uruchomienie szerokiego programu robót publicznych, a także budowa miejskiego targowiska, koszar wojskowych oraz drogi Tomaszów- Łódź.