„Historie odnalezione Andrzeja Kobalczyka”

„Historie odnalezione” Andrzeja Kobalczyka ukazują się w stałym cyklu w piątkowych wydaniach „Tygodnika 7 Dni” – dodatku do „Dziennika Łódzkiego” (mutacja Tomaszów Mazowiecki, Opoczno).

 Jak tomaszowianie bojkotowali „piotrkowski prąd”?

Na zdjęciu: Słupy elektryczne na rogu ul. Św. Antoniego i Pl. Kościuszki. Zbiory Józefa GołębiewskiegoW niezwykłej scenerii obradowała 22 lutego 1932 roku tomaszowska Rada Miejska. Posiedzenie to odbywało się bowiem przy blasku… świec, a powodem nie była bynajmniej awaria oświetlenia elektrycznego w magistracie. W ten symboliczny sposób tomaszowscy radni zamanifestowali bowiem swoje poparcie dla prowadzonej w mieście akcji bojkotowania energii elektrycznej, dostarczanej przez elektrownię z Piotrkowa.

W artykule, zamieszczonym dwa dni później na łamach łódzkiego dziennika „Głos Poranny”, przypomniano, że ów niecodzienny konflikt zaczął się we wrześniu poprzedniego roku. To wtedy Tomaszów z powodu dotkliwego deficytu budżetowego popadł w znaczne zadłużenie wobec piotrkowskiej elektrowni. Przekroczyło ono 30 tys. zł i miastu groziło przerwanie dostaw prądu. Nie mogąc terminowo uiszczać rachunków za dostawy energii do instytucji miejskich tomaszowski magistrat zaczął wystawiać weksle. Jednak po pewnym czasie piotrkowska elektrownia przestała je honorować.

Dlatego władze Tomaszowa wystąpiły do niej o dwuletnie moratorium na bieżące rachunki za prąd. Elektrownia zgodziła się, ale pod warunkiem przedłużenia jej koncesji na dostawę prądu dla Tomaszowa na następnych dziesięć lat (tj. do 1948 roku) według dotychczasowych, dosyć wysokich stawek. Po dwumiesięcznych pertraktacjach popisano stosowną umowę. Sprzeciwili się jednak temu indywidualni odbiorcy prądu, domagając się obniżenia opłat za prąd. Wobec odmowy piotrkowskiej elektrowni w lutym 1932 roku tomaszowianie zaczęli bojkotować jej prąd.

 „Infamia” za korzystanie z prądu

Wkrótce rezygnacja z „piotrkowskiego prądu” zaczęła zataczać w Tomaszowie coraz szersze kręgi. Oprócz indywidualnych odbiorców przystąpili do niej niektórzy właściciele sklepów oraz miejscowy oddział Banku Polskiego. Do akcji włączyły się także władze miejskie. Do koordynowania akcji bojkotowej powołano specjalną komisję, która oprócz akcji plakatowej dokonywała „lotnych kontroli” użytkowników prądu.

„Poszczególni członkowie Komisji stwierdzili, iż konsumenci prądu elektrycznego, a w szczególności na peryferiach miasta gremialnie przystąpili do strajku i jak stwierdziły komisje lotne, nie palą, zaś w śródmieściu zdarza się, iż wśród sfer kupieckich jednostki wyłamują się ze strajku i używają światła elektrycznego (…) Wszystkie sklepy, które wczoraj korzystały ze światła elektrycznego, zostały przez społeczeństwo tomaszowskie skazane na infamię i będą przez obywateli bojkotowane” – zapowiadała łódzka gazeta w kolejnym numerze.

Poinformowała również, że w Tomaszowie zapoczątkowana została akcja składania do piotrkowskiej elektrowni oświadczeń o rezygnacji z jej prądu. Swój ostry sprzeciw tomaszowianie wyrazili także na wiecu w sali straży pożarnej. Jednocześnie zaapelowano do miejskiej gazowni o obniżenie opłat za gaz dla odbiorców tomaszowskich. Wreszcie, w wyniku tych protestów, piotrkowska elektrownia obniżyła z dniem 20 września 1932 roku stawki za prąd dostarczany do Tomaszowa.

Na zdjęciu: Słupy elektryczne na rogu ul. Św. Antoniego i Pl. Kościuszki. Zbiory Józefa Gołębiewskiego

Tomaszowski szpital rodził się w dużych bólach…

Na zdjęciu: Dawny szpital miejski w Tomaszowie. Zdjęcie z pocz. ll. 60. ub. wieku. Archiwum Andrzeja Kobalczyka Gruntowną metamorfozę przeszedł w ciągu ostatnich dwóch lat gmach dawnego szpitala miejskiego przy ulicy św. Antoniego w Tomaszowie. Ten wielce zasłużony dla miasta obiekt, będący dzisiaj siedzibą zespołu szkół i placówek oświatowych samorządu woj. łódzkiego, zmienił się nie do poznania dzięki inwestycji sfinansowanej z pomocą środków unijnych. Kosztem ponad 2 mln 200 tys. zł m.in. ocieplono ściany zewnętrzne i dach budynku głównego i biblioteki. Patrząc dzisiaj na unowocześnioną architekturę tej budowli trudno się domyśleć, że tkwi w niej już ponad 130-letnia historia. A rodziła się ona nomen omen w dużych bólach…

We wrześniu 1885 roku tomaszowski korespondent warszawskiego pisma „Wiek” uskarżał się, że to fabryczny Tomaszów, posiadający 17 tys. ludności, koniecznie powinien mieć własny szpital. Chorzy w poważniejszym stanie byli wywożeni do szpitali w Rawie bądź w Piotrkowie. „Wprawdzie co do szpitala myślał tu o nim pewien starozakonny, który umarł przed laty i nawet zapis zostawił, ale do tej pory niewiele na ten cel przybyło funduszy” – napisano w cytowanej korespondencji.

W następnym roku sprawa budowy szpitala wreszcie nabrała rumieńców. W wydaniu piotrkowskiego „Tygodnia” z 28 września 1886 roku napisano: „Szpital w Tomaszowie, którego brak dawno dawał się odczuwać (…) rozpoczęto budować parę miesięcy temu i przed nadejściem zimy budowa będzie pod dach wyprowadzona z urządzeniem tymczasowem na 12 a później na 24 łóżka. Budową kieruje grono, na czele którego stoi Stanisław hr. Ostrowski, a do którego należą lekarz miejski dr Rode, inż. Strzelecki, Dyr. Oddz. Banku Państwa Jureniew, pastor Biederman i fabrykant Wolfsohn. Fundusz budowy powstał ze składek, w liczbie których znajdują się ofiary hr. Ostrowskiego 2 600 rubli srebrnych i p. Wolfsohna 1 500 rubli.”

Pieniądze z loterii fantowej…

Tak potrzebny miastu szpital zlokalizowano na działce przy ul. św. Antoniego 41, ofiarowanej na ten cel przez Stanisława hr. Ostrowskiego. Stąd też na patrona budowanego szpitala obrano później świętego Stanisława. Niestety, dalszą budowę szpitala ograniczał chroniczny brak pieniędzy. Aby je pozyskać urządzano w mieście loterie fantowe i występy amatorskich teatrów. Wybitny tomaszowski lekarz-społecznik i gorący patriota doktor Jan Serafin Rode zadeklarował, że przez cały rok w nowym szpitalu będzie bezpłatnie leczył ubogich pacjentów.

Pomimo tego na otwarcie nowo zbudowanego szpitala trzeba było czekać jeszcze pięć lat, gdyż ciągle brakowało środków na jego wyposażenie i utrzymanie. I wreszcie w styczniu 1891 roku ówczesna prasa donosiła z satysfakcją; „W dniu 12 bm. odbyło się w Tomaszowie otwarcie i poświęcenie miejskiego szpitala ogólnego. Szpital mieści 10 łóżek i kosztuje 60 000 rubli, które zebrano drogą składek. Największą ofiarę rubli srebrnych 6 000 złożył Juliusz hr. Ostrowski (syn Stanisława hr. Ostrowskiego – dop. A.K.), resztę zaś mieszkańcy. Szpital będzie utrzymywany z funduszy kasy miejskiej”.

Na zdjęciu: Dawny szpital miejski w Tomaszowie. Zdjęcie z pocz. ll. 60. ub. wieku. Archiwum Andrzeja Kobalczyka

Rynek Świętego Józefa i Świński Targ w dawnym Tomaszowie

Na zdjęciu: Widok centrum Tomaszowa w latach 30. ubiegłego wieku. Zbiory Muzeum w TomaszowieTo wydarzenie trafiło na łamy lokalnej prasy równo 90 lat temu. Miało ono swój początek na tomaszowskim rynku. Nie znajdował się on jednak na obecnym targowisku miejskim. Targi i jarmarki w dawnym Tomaszowie odbywały się bowiem w różnych miejscach.

Wróćmy jednak do historii opisanej w „Głosie Tomaszowskim” z 12 maja 1928 roku. „Józefa Gaworek zam. we wsi Młoszów, gm. Golesze przybywszy na targ do Tomaszowa zaopatrzyła się w gotówkę w ilości 220 zł. „Zwąchała” to widocznie jakaś niewiasta, nieznana Gaworkowej, która chodziła za przybyłą krok w krok. Józefa Gaworek nie zwracała na nią uwagi, dopiero kupując chustkę przy straganie poczuła, iż była to owa niewiasta, która natychmiast ulotniła się bez śladu. Sprawdziwszy zawartość torebki Gaworkowa przekonała się, iż nic je nie skradziono” – relacjonowała gazeta.

Jednakże ta historia miała smutny finał. Doszło do niego niedługo potem w zakładzie szewskim przy ulicy Wschodniej, do którego Józefa Gaworkowa udała się po zakupach na rynku. U szewca spotkała wspomnianą wcześniej kobietę, zamierzającą rzekomo kupić buty. „Po dość długim targu, butów nie kupiwszy, „prześladowczyni” ulotniła się. I wtedy Józefa Gaworek spostrzegła brak torebki z 220 zł. Zameldowała o powyższem na policję, która w tej sprawie prowadzi dochodzenie” – napisano na koniec artykułu pod intrygującym tytułem: „Tajemnicza prześladowczyni”.

Chłopskie furmanki u stóp Naczelnika

Pora wyjaśnić, że wspomniany w prasowej relacji „rynek” w tym czasie funkcjonował na dzisiejszym Placu Kościuszki. Wcześniej nosił on nazwę Rynku Św. Józefa i tworzył centrum nowej części Tomaszowa, która wyrosła na prawym brzegu Wolbórki w latach 1822-1829. W starszej, lewobrzeżnej części miasta istniało wcześniej targowisko usytuowane na przecięciu ulic: Warszawskiej i św. Tekli (dzisiejsza ul. Barlickiego). Stąd też było nazywane Rynkiem Św. Tekli.

Na najstarszych planach prawobrzeżnego Tomaszowa, nazywanego również: „nową osadą” lub „górnym miastem” widnieje duży, trójkątny plac między ulicami: Fabryczną i Grinberską (dzisiejsza ul. Górna). Był przeznaczony do celów targowych i nosił nieoficjalne nazwy „świńskiego” lub „słomianego” rynku. Przeznaczono go bowiem na dosyć uciążliwy dla otoczenia handel zwierzętami i paszą, rezerwując bardziej reprezentacyjny rynek Św. Józefa dla straganów z drobniejszymi artykułami. Jednak w targowe dni chłopskie furmanki stawały również na pobliskiej ulicy Pałacowej (dzisiejsza ul. P.O.W.) a nawet… u podnóża pomnika T. Kościuszki. Po II w.św. ulokowano miejskie targowisko właśnie na wcześniejszym „słomianym rynku”, gdzie funkcjonuje do dzisiaj.

Warto jeszcze wspomnieć o niedoszłym „rynku wełnianym”, projektowanym niegdyś na rozległym, peryferyjnym terenie między ulicami: św. Antoniego i Polną. Nosił on oficjalną nazwę Rynku św. Antoniego, ale nie spełniał funkcji handlowych. Już na początku XX wieku zaczęto tutaj urządzać park miejski, któremu nadano później imię doktora Jana Rodego.

Na zdjęciu: Widok centrum Tomaszowa w latach 30. ubiegłego wieku. Zbiory Muzeum w Tomaszowie.